Leon
Na początku myślałem, że to tylko zwykły żart, co nam się często zdarza. Ale gdy nie usłyszałem żadnego śmiechu, ani jej głosu, wystraszyłem się. Stałem sparaliżowany. Nie wiedziałem, co robić. Czy iść, czy uciekać. Leon! Ogarnij się. Żadna ucieczka nie wchodzi w grę. Jesteś facet jak ze stali, i musisz bronić swojej kobiety. Powolnymi krokami, udałem się w stronę kuchni gdzie powinna być Viola. Już chciałem krzyczeć, ale powstrzymałem się. Violetty nie było. Panikowanie, to ostatnia rzecz która mi została, ale zobaczyłem białą kartkę na biurku. Ruszyłem w jej stronę, i delikatnie podniosłem ją. Widniał na niej pewien tekst. Na początku wahałem się, ale przyjrzałem się tekstowi.
"Witaj.
Pewnie się zastanawiasz, gdzie teraz jest Violetta? Hmmm... Powiedzieć Ci czy nie? Nie!
Oboje nie chcemy, żeby Vilu stała się krzywda! Chociaż... Czy ja wiem?
Wkrótce się przekonasz kim jestem... Albo i nie?!
Pewnie znowu Wielki Leon będzie na mnie zły... Ale co mnie to?!
Trzeba być głupim, trzeba drwić z życia, z wszystkiego i wszystkich! Buahahaha!!!
Masz.... Hmmmm.. 3 dni! A potem?Potem się zobaczy.. Ale uważaj - los Twojej "ukochanej" zależy teraz ode mnie...
Tajemniczy..."
Kto to jest?! Kto porwał Violettę?! Jeśli coś jej się stanie.. Nie Leon nie możesz tak myśleć... Ale jeśli... Nie! Muszę coś zrobić! Ale co?!...
*W tym samym czasie*
Violetta
- Brrrr... Gdzie ja jestem? I czemu tu jest tak zimno? I cieeeemnoooo? - zastanawiałam się na głos. Pamiętam tylko, że ktoś nagle zasłonił mi oczy i usta, a potem udaliśmy się w jakieś miejsce. Chyba zjeżdżaliśmy gdzieś na linie. Słyszałam wtedy jeszcze krzyki Leona, ale nie mogłam na nie odpowiedzieć. Nadal nie mogę... Mam oczy zasłonięte, usta zakneblowane, a nogi i ręce związane. Z chwili na chwilę jest mi coraz zimniej i brrr... Nie wiem ile jeszcze wytrrrrzymaaaam....
*5 godzin później*
Leon
- Cholera jasna! Ja pierdolę! Zaraz mnie szlak jasny trafi! Minęło tyle czasu i nic! Nic mi nie przychodzi do głowy! Ja pierdolę! - krzyczałem zły do siebie. Przeszukałem pokój Violo kilka razy, żeby znaleźć coś co może pomów w poszukiwaniach. Może ktoś jej groził?! Na początku myślałem, że to może jakiś żart, ale Violetty jak nie było tak nie ma. Kurwa!.... No nie wytrzymam! Jest już 20 wieczór, a jej nadal nie ma! Jak coś jej się stanie.. Nie! Musze się ogarnąć! Policja! Tak policja! Albo lepiej detektywi! Nie to i to! Zarzuciłem na siebie kurtkę, zbiegając po schodach i już miałem otwierać drzwi, gdy ktoś mnie uprzedził. Z drugiej strony ujrzałem radosnego Federico.
- A Ty co tu robisz? I gdzie Violetta? - spytał nadal z uśmiechem.
- Nic nie robię! - burknąłem zły. - Nie wiem co mam robić a ktoś porwał Violettę! A tak naprawdę to idę na policję, a potem do znajomego detektywa! krzyknąłem zły.
- Co?! To niemożliwe! Ale nie ma teraz czasu na rozmyślanie! Idę z Tobą! - odpowiedział zszokowany tym co mu powiedziałem.
- Tak masz rację! - powiedziałem zdenerwowany. - Chodźmy już!
- Chodźmy - odpowiedział mi i ruszyliśmy. - Cholera! Na polu jest tak zimno, a ona siedzi tam już tak długo... - Zaczął się martwić.
- Fede powiedz mi, że wszystko będzie dobrze - powiedziałem błagalnie.
- Mam nadzieję - odpowiedział cicho. Nagle zatrzymał się, a ja z nim.
- Co jest? - spytałem.
- Ty idź na policje i do tego detektywa, a ja idę do Ludmiły. Może one będzie wiedzieć czy ktoś groził Vilu albo coś. Pa! - rzucił szybko i odbiegł w stronę domu Ludmiły. A ja? Na razie poszedłem do swojego domu. Gdy już tam byłem udałem się do mojego pokoju i rzuciłem na łóżko. Nie umiem opisać tego co czułem! Chyba nigdy się tak o nikogo nie martwiłem! Byłem naprawdę przerażony. A jeśli jej się coś stanie?! Kurwa! Czemu puściłem ją samą do tego cholernego pokoju?!... W tej chwili pozostało mi tylko jechać na policję, i rozpaczać. Nie wiem co teraz będzie. Chciałbym ją teraz przytulić i powiedzieć jej, że zawsze będę z nią, i że będę jej chronić zawsze i wszędzie. Leżałem cały czas na łóżku ze smutkiem, po chwili jednak wstałem. Nie mogę tu tak siedzieć! Muszę iść na tę policję! Przebrałem się w byle jakie ciuchy, ale przecież teraz nie ważny jest strój tylko życie Violetty. Pędem pobiegłem w stronę samochodu, i ruszyłem w kierunku posterunku policji. Byłem roztrzęsiony. Każdy dzień, godzina, minuta i sekunda były ważne. Przy okazji wziąłem list który mówi o porwaniu. Ja nie wiem co zrobię jeśli jej stanie się krzywda.Gdy już dojechałem na miejsce, wysiadłem z samochodu i z hukiem wparowałem do gabinetu policji. Oni zaskoczeni patrzyli na moją minę.
- Dzień dobry. Chciałbym zgłosić porwanie- powiedziałem z desperacją.
- Dobrze. Niech pan usiądźcie.- powiedział ze spokojem policjant.
- Nie mogę siadać spokojnie, jak moja dziewczyna została porwana! Czy panu mózgu brakuje? Ktoś porwał moją dziewczynę!- zacząłem krzyczeć na cały gabinet, panikując.
- Niech pan się uspokoi. Ja wiem, że pan jest zdenerwowany ale niech pan usiądzie i nam opowie co się stało.- kontynuował spokojnie komisarz policyjny.
Usiadłem. Najpierw była cisza, bo nie wiedziałem od czego zacząć. Głupio mi było powiedzieć, że poszła do swojego pokoju i nagle usłyszałem jej krzyk.
- Byliśmy u Violetty w domu w salonie. Potem ona pobiegła na chwilę do swojego pokoju- westchnąłem- Później usłyszałem jak krzyczy. Słychać było, że jest przerażona. Najpierw stałem nieruchomo. I byłem sparaliżowany. Dopiero później ruszyłem biegiem do jej pokoju i okazało się, że Violetty nie ma, a porywacz zostawił list- wykrztusiłem, po czym wyjąłem z kieszeni białą kartkę z listem. Policjant przeczytał go, i odezwał się wyjątkowo spokojnym głosem.
- Interesujące.
- Co jest dla was takie interesujące? Że moja dziewczyna przechodzi teraz katusze?
- Proszę się uspokoić, aczkolwiek zajmiemy się tą sprawą. Proszę przyjechać tu jutro rano. My zrobimy badania odcisków palców. Może wtedy dowiemy się kto pisał ten list.
- Do widzenia. - warknąłem.
To już mnie irytowało. Ci policjanci byli tak spokojni, że aż mnie zamurowało. Oni mówili tak jakby się nie przejmowali tym co się stało. Jedynym wyjściem są detektywi. Policjanci nic z tym nie robią i rozkładają ręce. Byłem u kresu wytrzymałości. Miałem zerwać z Larą, związać się z Violettą, i ułożyć sobie z nią życie na nowo! A teraz jej życie jest w niebezpieczeństwie. Z pośpiechem wróciłem do swojego domu. Nawet nie zauważyłem, że przed domem ktoś na mnie czeka. Wystraszyłem się. Stary! Może to Violetta? Bardziej zacząłem się przyglądać sylwetce. O nie. To Lara.. Postanowiłem zawrócić, widząc jak ona bez przerwy dzwoni do moich drzwi. Nie mam zamiaru teraz tam być. Ruszyłem w stronę samochodu.
- Leon!- wykrzyczał znajomy mi głos.
*W tym samym czasie*
Violetta
Leżałam na łóżku. Nadal z zasłoniętymi oczami, i zaklejoną buzią. Ręce i nogi miałam związane sznurkiem. Był tak mocno związany, że moje próby ucieczki były bez szans. Tak bardzo się boję. A co z Leonem? Gdzie on teraz jest? Ale tu zimnoo... Brrr... Viola, trzymaj się.. Dla Leona. Powoli zasypiałam... Po chwili jednak ktoś uderzył mnie w nogę. Nie chciałam płakać. Łzy bólu zatrzymałam w oczach. Z szybkim ruchem ktoś dał mi dostęp do widzenia. Wszędzie tylko czarny, szary pokój, z szarą brudną szafą. A na podłodze były plamy krwi. Małe plamy. Nie chciałam nic mówić. Byłam u kresu wytrzymałości. Stawałam się coraz słabsza. A moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Rwały mnie z bólu, od każdego uderzenia porywacza. Ale nie chciałam pokazać, że boli. Chciałam pokazać, jaka jestem silna. Po chwili uderzenia ustały. Miałam nadzieję, że to już koniec... Otworzyłam oczy i ujrzałam JEGO. Stał przede mną i patrzył się na mnie z chytrym uśmieszkiem. Nagle podszedł do mnie, kucnął przede mną i jedną ręką podniósł mój podbródek.
- Co jest Vilu? Coś nie tak? - powiedział sarkastycznie. Ja tylko patrzyłam na NIEGO przerażona. - Hah! - wstał i stanął przede mną, a ja na wszelki wypadek ustawiłem ręce w obronie swojego ciała. - Trzymaj się skarbie! - zaśmiał się i wyszedł z pomieszczenia, a ja zaczęłam płakać. Dlaczego ON wrócił? Po co? Co chce zrobić? Bałam się i to bardzo! ON jest zdolny do wszystkiego... Wyciągnął z kieszeni małe lusterko i się przejrzałam. Moja twarz wyglądała już okropnie, ale wiem, że nie mogę się poddać. Pozostaje mi tylko jedno czekać... Ale potrzebuję pomocy!
- Leon gdzie jesteś?!... - wyszeptałam bardzo cicho. - Potrzebuję Cię... - dodałam jeszcze ciszej, upadłam na podłogę i zaczęłam płakać jeszcze bardziej...
*w tym samym czasie*
Leon
Przeraziłem się. Na pewno to nie był głos Violetty. Odwróciłem się, a przede mną stała Lara.
- Kochanie, czemu ode mnie uciekasz?- zapytała poważnie. Miała naprawdę poważną minę. Można powiedzieć, że czasami się jej bałem.
- Yyy.. po prostu nie zauważyłem, że stoisz pod domem. Sory. - patrzałem się na nią ostrożnie, próbując powstrzymać jej wzrok od jakiegoś gwałtownego ruchu. Ona po chwili uroczym głosem zaczęła się przymilać, i zapraszać na kolację, do domu, na tor i bóg wie co jeszcze...
- Dzisiaj jestem zajęty...- powiedziałem, a ona zaczęła się dziwnie uśmiechać, wiedziałem, że za chwile zapyta czym jestem zajęty, dlatego byłem szybszy, wymyślając coś na poczekaniu- Moja mama.. jest w szpitalu- powiedziałem z żalem. Jestem dobrym aktorem.. Mam nadzieję, że jestem przekonujący.
- Mogę pojechać z tobą...- no i zaczęła tę swoją gadkę- Tak będzie lepiej. Razem będziemy wspierać twoją mamę. W końcu związek powinien się opierać na wsparciu- powiedziała. Wiedziałem, że teraz będzie paplać o tym całym wsparciu, i ble ble ble. Już powoli miałem tego dosyć. Ona potrafi paplać godzinę o jednym i tym samym. Nie chcąc dłużej tego słuchać, powiedziałem na szybko.
- Muszę jechać.
- Gdzie niby?
- Do szpitala.
- Mogę jechać z tobą. Przecież mówiłam ci już.- powiedziała, i złapała mnie za rękę. Tak mocno ścisnęła, że aż zabolało mnie wszystko w środku- Jadę z tobą- odparła z przekonaniem.
Wybuchłem. Nie mogłem już tego znieść. Była nie do wytrzymania. Już wiem dlaczego chciałem z nią zerwać. Ciągle się wtrącała, i była o wszystko zazdrosna. Dlatego chcę ją zostawić.
- Kobieto! Zostawisz mnie w końcu! Nie rozumiesz, że ta twoja paplanina mnie wkurza!- wykrzyczałem jej w twarz. Jej poleciała pierwsza łza. Nie obchodzi mnie to. - Zachowujesz się za każdym razem jak wariatka. Lara! Zdradzałem Cię. Nigdy nie byłaś tak pociągająca jak Violetta.
- Jaka znowu Violetta?
- Moja dziewczyna. Nowa dziewczyna. Znam ją od wczoraj, ale jest o niebo lepsza od Ciebie i to ją kocham! Zapomnij o mnie i o nas. Nas już i tak nie ma.
- Ty dziwkarzu jebany! Złamałeś mi serce, a teraz chcesz mnie zostawić?
- Mniej więcej. A ty - wskazałem na nią palcem. - Masz się trzymać ode mnie z daleka. - ruszyłem w stronę samochodu, wsiadłem do niego i włączyłem samochód.
- Jeszcze tego pożałujesz!- wykrzyknęła w moją stronę. Wcisnąłem pedał gazu i odjechałem. Nagle poczułem, że mój telefon wibruje w kieszeni. Wyciągnąłem go i odebrałem.
- Halo? - spytałem.
- Pan Leon Verdas? - otrzymałem pytanie.
- Yyyy.. Tak? - odpowiedziałem zdziwiony.
- Panna Violetta Castillo... - na sam dźwięk wypowiadanego imienia mojej dziewczyny gwałtownie zatrzymałem samochód tak, że słychać było pisk opon...
*W tym samym czasie*
Violetta
Leżałem na podłodze, nie mając nawet siły by usiąść. Byłam przerażona tym co się dzieje. W każdej chwili mógł mnie nawet zabić. Nagle usłyszałem czyjeś kroki. Po chwili drzwi się otworzyły i po raz kolejny dziś ujrzałam JEGO.
-No cześć skarbie - powiedział udawanym słodkim głosikiem. Na jego dźwięk wszystkie moje mięśnie się spięły. - Pora się zabawić - dodał po chwili z chytrym uśmieszkiem. Zamknął drzwi. Podszedł do mnie i obrócił tak, że leżałam na plecach. Usiadł na mnie i zaczął mnie całować po szyi, trzymając moje ręce swoimi. Próbowałam się wyrywać, ale byłam na to za słaba. Nie! ON nie może mnie zgwałcić! Nie! Proszę... Błagam... Niech zdarzy się jakiś cud! Za co ja muszę przez to przechodzić?! Nagle poczułam jego wargi na swoich. Od razu zaczęłam kręcić głową na wszystkich strony.
- Bądź grzeczna, a nie będzie bolało - wyszeptał mi do ucha. Wrócił do całowania mojej szyi. Po chwili poczułam, że rozrywa moją sukienkę i odrzuca ją gdzieś na bok. Z chwili na chwilę płakałam coraz bardziej. Wydawałam głośne krzyki, jednak nikt nie nadchodził z pomocą. ON całował już mój brzuch, nogi, okolice piersi, a ja nadal krzyczałam. Już miał rozerwać mój stanik, gdy zadzwonił jego telefon.
- Cholera! - krzyknął, wstał ze mnie, wyciągnął telefon z kieszeni i odebrał. - Czego?!... Teraz?!... No dobra... Tak jadę!... Zaraz będę!... Nara!.. - słyszałam urywki jego rozmowy. - Masz tu zostać! - krzyknął ostro i opuścił pomieszczenie. Po chwili usłyszałam w dali trzask drzwi i pisk opon. Odjechał. To moje jedyna szansa. Doczłapałam jakoś do drzwi. Otwarte. To cud! Musiał zapomnieć! Do tej pory zawsze zamykał je na klucz... Otworzyłem je szerzej i czołgałam się dalej. Przypomniałam sobie o telefonie! Tam, gdzie przebywałam nie było zasięgu, więc nie mogłam zadzwonić. Nie wiem jakim cudem mój porywacz zapomniał mi go zabrać, ale to ratuje mi życie. Wybrałam numer na policję. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci... Odebrali.
- Halo?! - powiedziałam szybko słabym głosem.
- Tak? - usłyszałam w odpowiedzi.
- Proszę mi pomóc! Zostałam porwana! Proszę! Ja jestem... Jestem... - Spojrzałem na biurko, leżały tam jakieś stare wizytówki. Szybko chwyciłam jedną do ręki. Adres... Adres... Jest! - Prawdopodobnie na ulicy Akademickiej 23.. Proszę.. Mi... Pomóc.. Leon Verdas.. On... Ja...- wyszeptałam resztkami sił i opuściłam rękę na ziemię. Nie mogłam powiedzieć nic więcej. Resztkami sił sprawdziłam jeszcze czy zewnętrzne drzwi są otwarte. Nie. One niestety były zamknięte... Wróciłam do pokoju, żeby ON nic nie podejrzewał jak wróci. Płakałam dalej. A jeżeli po mnie nie przyjadą?! Nie! nie mogę tak myśleć! Mimo woli płakałam dalej. Bałam się, że on wróci i mnie zgwałci, a policja nie zdąży...
Co będzie dalej z Violettą?
Kto okaże się być jej porywaczem?
Czy Lara zemści się na Leonie?
Tego wszystkiego dowiecie się w najbliższych rozdziałach!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pam! Pam! Pam!
Taki tam żarcik Vilu co nie?
Podoba się rozdział?
Mamy nadzieję, że tak <3
Dziękujemy wszystkim, którzy zostawiają komentarze ;*
Czytamy każdy *-*
Naprawdę! ;D
Tak więc mamy nadzieję, że się podoba xD
Wprowadziłyśmy troszkę akcji xD
Yyy...
Nie wiem co pisać ;D
Życzcie Marliven powodzenia we wtorek! <3
Ja jej życzę z całego serca ;*
Na pewno świetnie napiszesz kochana! ^^
No to chyba tyle xD
Dodajemy wcześniej choć nie spełniliście limitu :(
Smutam :'(
Tak więc do usłyszenia!
Całujemy Was bardzo mocno ;*
/Katarina i Marliven
P.S. Za literówki przepraszamy xD
"Witaj.
Pewnie się zastanawiasz, gdzie teraz jest Violetta? Hmmm... Powiedzieć Ci czy nie? Nie!
Oboje nie chcemy, żeby Vilu stała się krzywda! Chociaż... Czy ja wiem?
Wkrótce się przekonasz kim jestem... Albo i nie?!
Pewnie znowu Wielki Leon będzie na mnie zły... Ale co mnie to?!
Trzeba być głupim, trzeba drwić z życia, z wszystkiego i wszystkich! Buahahaha!!!
Masz.... Hmmmm.. 3 dni! A potem?Potem się zobaczy.. Ale uważaj - los Twojej "ukochanej" zależy teraz ode mnie...
Tajemniczy..."
Kto to jest?! Kto porwał Violettę?! Jeśli coś jej się stanie.. Nie Leon nie możesz tak myśleć... Ale jeśli... Nie! Muszę coś zrobić! Ale co?!...
*W tym samym czasie*
Violetta
- Brrrr... Gdzie ja jestem? I czemu tu jest tak zimno? I cieeeemnoooo? - zastanawiałam się na głos. Pamiętam tylko, że ktoś nagle zasłonił mi oczy i usta, a potem udaliśmy się w jakieś miejsce. Chyba zjeżdżaliśmy gdzieś na linie. Słyszałam wtedy jeszcze krzyki Leona, ale nie mogłam na nie odpowiedzieć. Nadal nie mogę... Mam oczy zasłonięte, usta zakneblowane, a nogi i ręce związane. Z chwili na chwilę jest mi coraz zimniej i brrr... Nie wiem ile jeszcze wytrrrrzymaaaam....
*5 godzin później*
Leon
- Cholera jasna! Ja pierdolę! Zaraz mnie szlak jasny trafi! Minęło tyle czasu i nic! Nic mi nie przychodzi do głowy! Ja pierdolę! - krzyczałem zły do siebie. Przeszukałem pokój Violo kilka razy, żeby znaleźć coś co może pomów w poszukiwaniach. Może ktoś jej groził?! Na początku myślałem, że to może jakiś żart, ale Violetty jak nie było tak nie ma. Kurwa!.... No nie wytrzymam! Jest już 20 wieczór, a jej nadal nie ma! Jak coś jej się stanie.. Nie! Musze się ogarnąć! Policja! Tak policja! Albo lepiej detektywi! Nie to i to! Zarzuciłem na siebie kurtkę, zbiegając po schodach i już miałem otwierać drzwi, gdy ktoś mnie uprzedził. Z drugiej strony ujrzałem radosnego Federico.
- A Ty co tu robisz? I gdzie Violetta? - spytał nadal z uśmiechem.
- Nic nie robię! - burknąłem zły. - Nie wiem co mam robić a ktoś porwał Violettę! A tak naprawdę to idę na policję, a potem do znajomego detektywa! krzyknąłem zły.
- Co?! To niemożliwe! Ale nie ma teraz czasu na rozmyślanie! Idę z Tobą! - odpowiedział zszokowany tym co mu powiedziałem.
- Tak masz rację! - powiedziałem zdenerwowany. - Chodźmy już!
- Chodźmy - odpowiedział mi i ruszyliśmy. - Cholera! Na polu jest tak zimno, a ona siedzi tam już tak długo... - Zaczął się martwić.
- Fede powiedz mi, że wszystko będzie dobrze - powiedziałem błagalnie.
- Mam nadzieję - odpowiedział cicho. Nagle zatrzymał się, a ja z nim.
- Co jest? - spytałem.
- Ty idź na policje i do tego detektywa, a ja idę do Ludmiły. Może one będzie wiedzieć czy ktoś groził Vilu albo coś. Pa! - rzucił szybko i odbiegł w stronę domu Ludmiły. A ja? Na razie poszedłem do swojego domu. Gdy już tam byłem udałem się do mojego pokoju i rzuciłem na łóżko. Nie umiem opisać tego co czułem! Chyba nigdy się tak o nikogo nie martwiłem! Byłem naprawdę przerażony. A jeśli jej się coś stanie?! Kurwa! Czemu puściłem ją samą do tego cholernego pokoju?!... W tej chwili pozostało mi tylko jechać na policję, i rozpaczać. Nie wiem co teraz będzie. Chciałbym ją teraz przytulić i powiedzieć jej, że zawsze będę z nią, i że będę jej chronić zawsze i wszędzie. Leżałem cały czas na łóżku ze smutkiem, po chwili jednak wstałem. Nie mogę tu tak siedzieć! Muszę iść na tę policję! Przebrałem się w byle jakie ciuchy, ale przecież teraz nie ważny jest strój tylko życie Violetty. Pędem pobiegłem w stronę samochodu, i ruszyłem w kierunku posterunku policji. Byłem roztrzęsiony. Każdy dzień, godzina, minuta i sekunda były ważne. Przy okazji wziąłem list który mówi o porwaniu. Ja nie wiem co zrobię jeśli jej stanie się krzywda.Gdy już dojechałem na miejsce, wysiadłem z samochodu i z hukiem wparowałem do gabinetu policji. Oni zaskoczeni patrzyli na moją minę.
- Dzień dobry. Chciałbym zgłosić porwanie- powiedziałem z desperacją.
- Dobrze. Niech pan usiądźcie.- powiedział ze spokojem policjant.
- Nie mogę siadać spokojnie, jak moja dziewczyna została porwana! Czy panu mózgu brakuje? Ktoś porwał moją dziewczynę!- zacząłem krzyczeć na cały gabinet, panikując.
- Niech pan się uspokoi. Ja wiem, że pan jest zdenerwowany ale niech pan usiądzie i nam opowie co się stało.- kontynuował spokojnie komisarz policyjny.
Usiadłem. Najpierw była cisza, bo nie wiedziałem od czego zacząć. Głupio mi było powiedzieć, że poszła do swojego pokoju i nagle usłyszałem jej krzyk.
- Byliśmy u Violetty w domu w salonie. Potem ona pobiegła na chwilę do swojego pokoju- westchnąłem- Później usłyszałem jak krzyczy. Słychać było, że jest przerażona. Najpierw stałem nieruchomo. I byłem sparaliżowany. Dopiero później ruszyłem biegiem do jej pokoju i okazało się, że Violetty nie ma, a porywacz zostawił list- wykrztusiłem, po czym wyjąłem z kieszeni białą kartkę z listem. Policjant przeczytał go, i odezwał się wyjątkowo spokojnym głosem.
- Interesujące.
- Co jest dla was takie interesujące? Że moja dziewczyna przechodzi teraz katusze?
- Proszę się uspokoić, aczkolwiek zajmiemy się tą sprawą. Proszę przyjechać tu jutro rano. My zrobimy badania odcisków palców. Może wtedy dowiemy się kto pisał ten list.
- Do widzenia. - warknąłem.
To już mnie irytowało. Ci policjanci byli tak spokojni, że aż mnie zamurowało. Oni mówili tak jakby się nie przejmowali tym co się stało. Jedynym wyjściem są detektywi. Policjanci nic z tym nie robią i rozkładają ręce. Byłem u kresu wytrzymałości. Miałem zerwać z Larą, związać się z Violettą, i ułożyć sobie z nią życie na nowo! A teraz jej życie jest w niebezpieczeństwie. Z pośpiechem wróciłem do swojego domu. Nawet nie zauważyłem, że przed domem ktoś na mnie czeka. Wystraszyłem się. Stary! Może to Violetta? Bardziej zacząłem się przyglądać sylwetce. O nie. To Lara.. Postanowiłem zawrócić, widząc jak ona bez przerwy dzwoni do moich drzwi. Nie mam zamiaru teraz tam być. Ruszyłem w stronę samochodu.
- Leon!- wykrzyczał znajomy mi głos.
*W tym samym czasie*
Violetta
Leżałam na łóżku. Nadal z zasłoniętymi oczami, i zaklejoną buzią. Ręce i nogi miałam związane sznurkiem. Był tak mocno związany, że moje próby ucieczki były bez szans. Tak bardzo się boję. A co z Leonem? Gdzie on teraz jest? Ale tu zimnoo... Brrr... Viola, trzymaj się.. Dla Leona. Powoli zasypiałam... Po chwili jednak ktoś uderzył mnie w nogę. Nie chciałam płakać. Łzy bólu zatrzymałam w oczach. Z szybkim ruchem ktoś dał mi dostęp do widzenia. Wszędzie tylko czarny, szary pokój, z szarą brudną szafą. A na podłodze były plamy krwi. Małe plamy. Nie chciałam nic mówić. Byłam u kresu wytrzymałości. Stawałam się coraz słabsza. A moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Rwały mnie z bólu, od każdego uderzenia porywacza. Ale nie chciałam pokazać, że boli. Chciałam pokazać, jaka jestem silna. Po chwili uderzenia ustały. Miałam nadzieję, że to już koniec... Otworzyłam oczy i ujrzałam JEGO. Stał przede mną i patrzył się na mnie z chytrym uśmieszkiem. Nagle podszedł do mnie, kucnął przede mną i jedną ręką podniósł mój podbródek.
- Co jest Vilu? Coś nie tak? - powiedział sarkastycznie. Ja tylko patrzyłam na NIEGO przerażona. - Hah! - wstał i stanął przede mną, a ja na wszelki wypadek ustawiłem ręce w obronie swojego ciała. - Trzymaj się skarbie! - zaśmiał się i wyszedł z pomieszczenia, a ja zaczęłam płakać. Dlaczego ON wrócił? Po co? Co chce zrobić? Bałam się i to bardzo! ON jest zdolny do wszystkiego... Wyciągnął z kieszeni małe lusterko i się przejrzałam. Moja twarz wyglądała już okropnie, ale wiem, że nie mogę się poddać. Pozostaje mi tylko jedno czekać... Ale potrzebuję pomocy!
- Leon gdzie jesteś?!... - wyszeptałam bardzo cicho. - Potrzebuję Cię... - dodałam jeszcze ciszej, upadłam na podłogę i zaczęłam płakać jeszcze bardziej...
*w tym samym czasie*
Leon
Przeraziłem się. Na pewno to nie był głos Violetty. Odwróciłem się, a przede mną stała Lara.
- Kochanie, czemu ode mnie uciekasz?- zapytała poważnie. Miała naprawdę poważną minę. Można powiedzieć, że czasami się jej bałem.
- Yyy.. po prostu nie zauważyłem, że stoisz pod domem. Sory. - patrzałem się na nią ostrożnie, próbując powstrzymać jej wzrok od jakiegoś gwałtownego ruchu. Ona po chwili uroczym głosem zaczęła się przymilać, i zapraszać na kolację, do domu, na tor i bóg wie co jeszcze...
- Dzisiaj jestem zajęty...- powiedziałem, a ona zaczęła się dziwnie uśmiechać, wiedziałem, że za chwile zapyta czym jestem zajęty, dlatego byłem szybszy, wymyślając coś na poczekaniu- Moja mama.. jest w szpitalu- powiedziałem z żalem. Jestem dobrym aktorem.. Mam nadzieję, że jestem przekonujący.
- Mogę pojechać z tobą...- no i zaczęła tę swoją gadkę- Tak będzie lepiej. Razem będziemy wspierać twoją mamę. W końcu związek powinien się opierać na wsparciu- powiedziała. Wiedziałem, że teraz będzie paplać o tym całym wsparciu, i ble ble ble. Już powoli miałem tego dosyć. Ona potrafi paplać godzinę o jednym i tym samym. Nie chcąc dłużej tego słuchać, powiedziałem na szybko.
- Muszę jechać.
- Gdzie niby?
- Do szpitala.
- Mogę jechać z tobą. Przecież mówiłam ci już.- powiedziała, i złapała mnie za rękę. Tak mocno ścisnęła, że aż zabolało mnie wszystko w środku- Jadę z tobą- odparła z przekonaniem.
Wybuchłem. Nie mogłem już tego znieść. Była nie do wytrzymania. Już wiem dlaczego chciałem z nią zerwać. Ciągle się wtrącała, i była o wszystko zazdrosna. Dlatego chcę ją zostawić.
- Kobieto! Zostawisz mnie w końcu! Nie rozumiesz, że ta twoja paplanina mnie wkurza!- wykrzyczałem jej w twarz. Jej poleciała pierwsza łza. Nie obchodzi mnie to. - Zachowujesz się za każdym razem jak wariatka. Lara! Zdradzałem Cię. Nigdy nie byłaś tak pociągająca jak Violetta.
- Jaka znowu Violetta?
- Moja dziewczyna. Nowa dziewczyna. Znam ją od wczoraj, ale jest o niebo lepsza od Ciebie i to ją kocham! Zapomnij o mnie i o nas. Nas już i tak nie ma.
- Ty dziwkarzu jebany! Złamałeś mi serce, a teraz chcesz mnie zostawić?
- Mniej więcej. A ty - wskazałem na nią palcem. - Masz się trzymać ode mnie z daleka. - ruszyłem w stronę samochodu, wsiadłem do niego i włączyłem samochód.
- Jeszcze tego pożałujesz!- wykrzyknęła w moją stronę. Wcisnąłem pedał gazu i odjechałem. Nagle poczułem, że mój telefon wibruje w kieszeni. Wyciągnąłem go i odebrałem.
- Halo? - spytałem.
- Pan Leon Verdas? - otrzymałem pytanie.
- Yyyy.. Tak? - odpowiedziałem zdziwiony.
- Panna Violetta Castillo... - na sam dźwięk wypowiadanego imienia mojej dziewczyny gwałtownie zatrzymałem samochód tak, że słychać było pisk opon...
*W tym samym czasie*
Violetta
Leżałem na podłodze, nie mając nawet siły by usiąść. Byłam przerażona tym co się dzieje. W każdej chwili mógł mnie nawet zabić. Nagle usłyszałem czyjeś kroki. Po chwili drzwi się otworzyły i po raz kolejny dziś ujrzałam JEGO.
-No cześć skarbie - powiedział udawanym słodkim głosikiem. Na jego dźwięk wszystkie moje mięśnie się spięły. - Pora się zabawić - dodał po chwili z chytrym uśmieszkiem. Zamknął drzwi. Podszedł do mnie i obrócił tak, że leżałam na plecach. Usiadł na mnie i zaczął mnie całować po szyi, trzymając moje ręce swoimi. Próbowałam się wyrywać, ale byłam na to za słaba. Nie! ON nie może mnie zgwałcić! Nie! Proszę... Błagam... Niech zdarzy się jakiś cud! Za co ja muszę przez to przechodzić?! Nagle poczułam jego wargi na swoich. Od razu zaczęłam kręcić głową na wszystkich strony.
- Bądź grzeczna, a nie będzie bolało - wyszeptał mi do ucha. Wrócił do całowania mojej szyi. Po chwili poczułam, że rozrywa moją sukienkę i odrzuca ją gdzieś na bok. Z chwili na chwilę płakałam coraz bardziej. Wydawałam głośne krzyki, jednak nikt nie nadchodził z pomocą. ON całował już mój brzuch, nogi, okolice piersi, a ja nadal krzyczałam. Już miał rozerwać mój stanik, gdy zadzwonił jego telefon.
- Cholera! - krzyknął, wstał ze mnie, wyciągnął telefon z kieszeni i odebrał. - Czego?!... Teraz?!... No dobra... Tak jadę!... Zaraz będę!... Nara!.. - słyszałam urywki jego rozmowy. - Masz tu zostać! - krzyknął ostro i opuścił pomieszczenie. Po chwili usłyszałam w dali trzask drzwi i pisk opon. Odjechał. To moje jedyna szansa. Doczłapałam jakoś do drzwi. Otwarte. To cud! Musiał zapomnieć! Do tej pory zawsze zamykał je na klucz... Otworzyłem je szerzej i czołgałam się dalej. Przypomniałam sobie o telefonie! Tam, gdzie przebywałam nie było zasięgu, więc nie mogłam zadzwonić. Nie wiem jakim cudem mój porywacz zapomniał mi go zabrać, ale to ratuje mi życie. Wybrałam numer na policję. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci... Odebrali.
- Halo?! - powiedziałam szybko słabym głosem.
- Tak? - usłyszałam w odpowiedzi.
- Proszę mi pomóc! Zostałam porwana! Proszę! Ja jestem... Jestem... - Spojrzałem na biurko, leżały tam jakieś stare wizytówki. Szybko chwyciłam jedną do ręki. Adres... Adres... Jest! - Prawdopodobnie na ulicy Akademickiej 23.. Proszę.. Mi... Pomóc.. Leon Verdas.. On... Ja...- wyszeptałam resztkami sił i opuściłam rękę na ziemię. Nie mogłam powiedzieć nic więcej. Resztkami sił sprawdziłam jeszcze czy zewnętrzne drzwi są otwarte. Nie. One niestety były zamknięte... Wróciłam do pokoju, żeby ON nic nie podejrzewał jak wróci. Płakałam dalej. A jeżeli po mnie nie przyjadą?! Nie! nie mogę tak myśleć! Mimo woli płakałam dalej. Bałam się, że on wróci i mnie zgwałci, a policja nie zdąży...
Po chwili zasnęłam. obudził mnie JEGO głos.
- Jak się spało śliczna? Pora skończyć to co zaczęliśmy - powiedział z uśmiechem. Usiadł na mnie tak jak wcześniej i znowu zaczął całować wszędzie, gdzie tylko mógł. Byłam załamana i pewna, że moje obawy się sprawdzą. Próbowałam się jeszcze wyrywać, ale na próżno. Po kilku minutach usłyszałam syreny policyjne, a do pokoju wpadli policjanci razem z Leonem.
- To on! - krzyczał mój chłopak.
- To Ty! - wykrzyczał mój porywacz. - To Ty! - powtórzył i uderzył mnie mocno w brzuch z pięści, a ja zawyłam głośno z bólu. Policjanci szybko chwycili go i odciągnęli ode mnie. Po chwili wyszli z nim z pomieszczenia. Wszystko to działo się tak szybko. Czułam jednak cały czas ogromny ból brzucha. Rozprzestrzeniał się on na całe ciało tak, że zaczęłam drżeć. Powoli traciłam przytomność, czułam jeszcze tylko delikatny dotyk Leona i jego krzyki, ale nie mogłam już odpowiedzieć. Moje powieki zamknęły się...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Co będzie dalej z Violettą?
Kto okaże się być jej porywaczem?
Czy Lara zemści się na Leonie?
Tego wszystkiego dowiecie się w najbliższych rozdziałach!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pam! Pam! Pam!
Taki tam żarcik Vilu co nie?
Podoba się rozdział?
Mamy nadzieję, że tak <3
Dziękujemy wszystkim, którzy zostawiają komentarze ;*
Czytamy każdy *-*
Naprawdę! ;D
Tak więc mamy nadzieję, że się podoba xD
Wprowadziłyśmy troszkę akcji xD
Yyy...
Nie wiem co pisać ;D
Życzcie Marliven powodzenia we wtorek! <3
Ja jej życzę z całego serca ;*
Na pewno świetnie napiszesz kochana! ^^
No to chyba tyle xD
Dodajemy wcześniej choć nie spełniliście limitu :(
Smutam :'(
Tak więc do usłyszenia!
Całujemy Was bardzo mocno ;*
/Katarina i Marliven
P.S. Za literówki przepraszamy xD
Ja nie chce wtoooooorku! Weź mnie stamtąd zabierz..
OdpowiedzUsuńXD
Błagam.. ja nie chcesz pisać tego gównianego testu c:
A i dziękuje za życzenia <3
Kc <3
/Marliven
WoW !
OdpowiedzUsuńNapewno porywaczem jest Diego !
Ha ha i co zatkalo cię ? :P
Tak rozgryzlam ten pomysł ;)
Jestem z sb dumnaa xD
Ja tezzzzzz nie chce wtorku !
Mam takiego stresa !
A mama powiedziała mi że mam mieć powyżej 30 pkt. :-C
P.S. Rozdział boski <3
Cudo :3 ale szkoda mi Violi ::(
OdpowiedzUsuńJEJU, porwali Violettę, porwali Violettę. Leon - wiem, ze to nieśmieszne, ale to jego rozmaślanei czy uciekać czy nie mnie rozśmieszyło haha ;D Ja wiem, że spóźniony kom i wgl - przepraszam.
OdpowiedzUsuńA i dziena za pytania podkręcające akcję, teraz chcę rozdział 6.! Noooo czekam! A tak serio jestem ciekawa kto porwał Violettę, więc szybko, szybko, rozdział ^^ Dobra, nie popędzam, ale czekam, jeju, co ja bredzę, nie wiem, to przez ten rozdział, bo jestem ciekawa, no!!!! Powoidzenia na teście? Troche późno, ale powodzenai z wynikami, żeby egazminatorzy nie zrobili jakis błędów przy sprawdzeniu, byli łagodni przy wypracowaniu, a jak zrobiliby błąd to na Twoją korzyść ^^ Haha, no to czekam na next!
Łał... *,* Nie potrafię wydusić z siebie ani jednego słowa...
OdpowiedzUsuńTo było... cudowne. Te uczucia, które towarzyszyły temu rozdziałowi były niesamowite. Kocham wasze opowiadanie! <3
Przepraszam, że przez długi czas mnie komentowałam, ale przebaczycie mi, prawda? ^^
Rozdział jest śliczny! Ach... Chce zabić tego durnia... on jest idiotą, śmierdziuchem, itp. ....
Ugh! Leon, dlaczego ją zostawiłeś?! Przecież Violka nie umie sobie poradzić sama, dobrze o tym wiesz!!!
Ach.. <3 Mam nadzieję, że nie zmarnujecie tego magicznego talentu! ^^ Pisajcie dalej ;D Życzę wam wsztstkiego dobrego ♥♥
Chciałabym się z wami skontaktować, bo wydajecie się miłymi ludzikami ^^ GG? Walcie śmiało, na mym blogu znajdziecie mój numer <3 Mam nadzieję, że któraś z was do mnie napiszę <3 Ciao a tutti! ♡♡ (Jezu, jak ja dobrze mówię po włosku *,*)
Nina Verdas ♥