niedziela, 30 marca 2014

Rozdział V - Czemu puściłem ją samą do tego cholernego pokoju?!

Leon
Na początku myślałem, że to tylko zwykły żart, co nam się często zdarza. Ale gdy nie usłyszałem żadnego śmiechu, ani jej głosu, wystraszyłem się. Stałem sparaliżowany. Nie wiedziałem, co robić. Czy iść, czy uciekać. Leon! Ogarnij się. Żadna ucieczka nie wchodzi w grę. Jesteś facet jak ze stali, i musisz bronić swojej kobiety. Powolnymi krokami, udałem się w stronę kuchni gdzie powinna być Viola. Już chciałem krzyczeć, ale powstrzymałem się. Violetty nie było. Panikowanie, to ostatnia rzecz która mi została, ale zobaczyłem białą kartkę na biurku. Ruszyłem w jej stronę, i delikatnie podniosłem ją. Widniał na niej pewien tekst. Na początku wahałem się, ale przyjrzałem się tekstowi. 
"Witaj.
Pewnie się zastanawiasz, gdzie teraz jest Violetta? Hmmm... Powiedzieć Ci czy nie? Nie!
Oboje nie chcemy, żeby Vilu stała się krzywda! Chociaż... Czy ja wiem?
Wkrótce się przekonasz kim jestem... Albo i nie?!
Pewnie znowu Wielki Leon będzie na mnie zły... Ale co mnie to?! 
Trzeba być głupim, trzeba drwić z życia, z wszystkiego i wszystkich! Buahahaha!!!
Masz.... Hmmmm.. 3 dni! A potem?Potem się zobaczy..  Ale uważaj - los Twojej "ukochanej" zależy teraz ode mnie...
                                                  Tajemniczy..."
Kto to jest?! Kto porwał  Violettę?! Jeśli coś jej się stanie.. Nie Leon nie możesz tak myśleć... Ale jeśli... Nie! Muszę coś zrobić! Ale co?!...

*W tym samym czasie*
Violetta
- Brrrr... Gdzie ja jestem? I czemu tu jest tak zimno? I cieeeemnoooo? - zastanawiałam się na głos. Pamiętam tylko, że ktoś nagle zasłonił mi oczy i usta, a potem udaliśmy się w jakieś miejsce. Chyba zjeżdżaliśmy gdzieś na linie. Słyszałam wtedy jeszcze krzyki Leona, ale nie mogłam na nie odpowiedzieć. Nadal nie mogę... Mam oczy zasłonięte, usta zakneblowane, a nogi i ręce związane. Z chwili na chwilę jest mi coraz zimniej i brrr... Nie wiem ile jeszcze wytrrrrzymaaaam.... 

*5 godzin później*
Leon
- Cholera jasna! Ja pierdolę! Zaraz mnie szlak jasny trafi! Minęło tyle czasu i nic! Nic mi nie przychodzi do głowy! Ja pierdolę! - krzyczałem zły do siebie. Przeszukałem pokój Violo kilka razy, żeby znaleźć coś co może pomów w poszukiwaniach. Może ktoś jej groził?! Na początku myślałem, że to może jakiś żart, ale Violetty jak nie było tak nie ma. Kurwa!.... No nie wytrzymam! Jest już 20 wieczór, a jej nadal nie ma! Jak coś jej się stanie.. Nie! Musze się ogarnąć! Policja! Tak policja! Albo lepiej detektywi! Nie to i to! Zarzuciłem na siebie kurtkę, zbiegając po schodach i już miałem otwierać drzwi, gdy ktoś mnie uprzedził. Z drugiej strony ujrzałem radosnego Federico.
- A Ty co tu robisz? I gdzie Violetta? - spytał nadal z uśmiechem.
- Nic nie robię! - burknąłem zły. - Nie wiem co mam robić a ktoś porwał Violettę! A tak naprawdę to idę na policję, a potem do znajomego detektywa!  krzyknąłem zły. 
- Co?! To niemożliwe! Ale nie ma teraz czasu na rozmyślanie! Idę z Tobą! - odpowiedział zszokowany tym co mu powiedziałem.
- Tak masz rację! - powiedziałem zdenerwowany. - Chodźmy już!
- Chodźmy - odpowiedział mi i ruszyliśmy. - Cholera! Na polu jest tak zimno, a ona siedzi tam już tak długo... - Zaczął się martwić. 
- Fede powiedz mi, że wszystko będzie dobrze - powiedziałem błagalnie.
- Mam nadzieję - odpowiedział cicho. Nagle zatrzymał się, a ja z nim.
- Co jest? - spytałem.
- Ty idź na policje i do tego detektywa, a ja idę do Ludmiły. Może one będzie wiedzieć czy ktoś groził Vilu albo coś. Pa! - rzucił szybko i odbiegł w stronę domu Ludmiły. A ja? Na razie poszedłem do swojego domu. Gdy już tam byłem udałem się do mojego pokoju i rzuciłem na łóżko. Nie umiem opisać tego co czułem! Chyba nigdy się tak o nikogo nie martwiłem! Byłem naprawdę przerażony. A jeśli jej się coś stanie?! Kurwa! Czemu puściłem ją samą do tego cholernego pokoju?!... W tej chwili pozostało mi tylko jechać na policję, i rozpaczać. Nie wiem co teraz będzie. Chciałbym ją teraz przytulić i powiedzieć jej, że zawsze będę z nią, i że będę jej chronić zawsze i wszędzie. Leżałem cały czas na łóżku ze smutkiem, po chwili jednak wstałem. Nie mogę tu tak siedzieć! Muszę iść na tę policję! Przebrałem się w byle jakie ciuchy, ale przecież teraz nie ważny jest strój tylko życie Violetty. Pędem pobiegłem w stronę samochodu, i ruszyłem w kierunku posterunku policji. Byłem roztrzęsiony. Każdy dzień, godzina, minuta i sekunda były ważne. Przy okazji wziąłem list który mówi o porwaniu. Ja nie wiem co zrobię jeśli jej stanie się krzywda.Gdy już dojechałem na miejsce, wysiadłem z samochodu i z hukiem wparowałem do gabinetu policji. Oni zaskoczeni patrzyli na moją minę. 
- Dzień dobry. Chciałbym zgłosić porwanie- powiedziałem z desperacją. 
- Dobrze. Niech pan usiądźcie.- powiedział ze spokojem policjant.
- Nie mogę siadać spokojnie, jak moja dziewczyna została porwana! Czy panu mózgu brakuje? Ktoś porwał moją dziewczynę!- zacząłem krzyczeć na cały gabinet, panikując.
- Niech pan się uspokoi. Ja wiem, że pan jest zdenerwowany ale niech pan usiądzie i nam opowie co się stało.- kontynuował spokojnie komisarz policyjny. 
Usiadłem. Najpierw była cisza, bo nie wiedziałem od czego zacząć. Głupio mi było powiedzieć, że poszła do swojego pokoju i nagle usłyszałem jej krzyk. 
- Byliśmy u Violetty w domu w salonie. Potem ona pobiegła na chwilę do swojego pokoju- westchnąłem- Później usłyszałem jak krzyczy. Słychać było, że jest przerażona. Najpierw stałem nieruchomo. I byłem sparaliżowany. Dopiero później ruszyłem biegiem do jej pokoju i okazało się, że Violetty nie ma, a porywacz zostawił list- wykrztusiłem, po czym wyjąłem z kieszeni białą kartkę z listem. Policjant przeczytał go, i odezwał się wyjątkowo spokojnym głosem. 
- Interesujące.
- Co jest dla was takie interesujące? Że moja dziewczyna przechodzi teraz katusze? 
- Proszę się uspokoić, aczkolwiek zajmiemy się tą sprawą. Proszę przyjechać tu jutro rano. My zrobimy badania odcisków palców. Może wtedy dowiemy się kto pisał ten list. 
- Do widzenia. - warknąłem.
To już mnie irytowało. Ci policjanci byli tak spokojni, że aż mnie zamurowało. Oni mówili tak jakby się nie przejmowali tym co się stało. Jedynym wyjściem są detektywi. Policjanci nic z tym nie robią i rozkładają ręce. Byłem u kresu wytrzymałości. Miałem zerwać z Larą, związać się z Violettą, i ułożyć sobie z nią życie na nowo! A teraz jej życie jest w niebezpieczeństwie. Z pośpiechem wróciłem do swojego domu. Nawet nie zauważyłem, że przed domem ktoś na mnie czeka. Wystraszyłem się. Stary! Może to Violetta? Bardziej zacząłem się przyglądać sylwetce. O nie. To Lara.. Postanowiłem zawrócić, widząc jak ona bez przerwy dzwoni do moich drzwi. Nie mam zamiaru teraz tam być. Ruszyłem w stronę samochodu. 
- Leon!- wykrzyczał znajomy mi głos. 

*W tym samym czasie*
Violetta
Leżałam na łóżku. Nadal z zasłoniętymi oczami, i zaklejoną buzią. Ręce i nogi miałam związane sznurkiem. Był tak mocno związany, że moje próby ucieczki były bez szans. Tak bardzo się boję. A co z Leonem? Gdzie on teraz jest? Ale tu zimnoo... Brrr... Viola, trzymaj się.. Dla Leona. Powoli zasypiałam... Po chwili jednak ktoś uderzył mnie w nogę. Nie chciałam płakać. Łzy bólu zatrzymałam w oczach. Z szybkim ruchem ktoś dał mi dostęp do widzenia. Wszędzie tylko czarny, szary pokój, z szarą brudną szafą. A na podłodze były plamy krwi. Małe plamy. Nie chciałam nic mówić. Byłam u kresu wytrzymałości. Stawałam się coraz słabsza. A moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Rwały mnie z bólu, od każdego uderzenia porywacza. Ale nie chciałam pokazać, że boli. Chciałam pokazać, jaka jestem silna. Po chwili uderzenia ustały. Miałam nadzieję, że to już koniec... Otworzyłam oczy i ujrzałam JEGO. Stał przede mną i patrzył się na mnie z chytrym uśmieszkiem. Nagle podszedł do mnie, kucnął przede mną i jedną ręką podniósł mój podbródek.
- Co jest Vilu? Coś nie tak? - powiedział sarkastycznie. Ja tylko patrzyłam na NIEGO przerażona. - Hah! - wstał i stanął przede mną, a ja na wszelki wypadek ustawiłem ręce w obronie swojego ciała. - Trzymaj się skarbie! - zaśmiał się i wyszedł z pomieszczenia, a ja zaczęłam płakać. Dlaczego ON wrócił? Po co? Co chce zrobić? Bałam się i to bardzo! ON jest zdolny do wszystkiego... Wyciągnął z kieszeni małe lusterko i się przejrzałam. Moja twarz wyglądała już okropnie, ale wiem, że nie mogę się poddać. Pozostaje mi tylko jedno czekać... Ale potrzebuję pomocy!
- Leon gdzie jesteś?!... - wyszeptałam bardzo cicho. - Potrzebuję Cię... - dodałam jeszcze ciszej, upadłam na podłogę i zaczęłam płakać jeszcze bardziej...

*w tym samym czasie*
Leon
Przeraziłem się. Na pewno to nie był głos Violetty. Odwróciłem się, a przede mną stała Lara.
- Kochanie, czemu ode mnie uciekasz?- zapytała poważnie. Miała naprawdę poważną minę. Można powiedzieć, że czasami się jej bałem.
- Yyy.. po prostu nie zauważyłem, że stoisz pod domem. Sory. - patrzałem się na nią ostrożnie, próbując powstrzymać jej wzrok od jakiegoś gwałtownego ruchu. Ona po chwili uroczym głosem zaczęła się przymilać, i zapraszać na kolację, do domu, na tor i bóg wie co jeszcze...
- Dzisiaj jestem zajęty...- powiedziałem, a ona zaczęła się dziwnie uśmiechać, wiedziałem, że za chwile zapyta czym jestem zajęty, dlatego byłem szybszy, wymyślając coś na poczekaniu- Moja mama.. jest w szpitalu- powiedziałem z żalem. Jestem dobrym aktorem.. Mam nadzieję, że jestem przekonujący.
- Mogę pojechać z tobą...- no i zaczęła tę swoją gadkę- Tak będzie lepiej. Razem będziemy wspierać twoją mamę. W końcu związek powinien się opierać na wsparciu- powiedziała. Wiedziałem, że teraz będzie paplać o tym całym wsparciu, i ble ble ble. Już powoli miałem tego dosyć. Ona potrafi paplać godzinę o jednym i tym samym. Nie chcąc dłużej tego słuchać, powiedziałem na szybko.
- Muszę jechać.
- Gdzie niby?
- Do szpitala.
- Mogę jechać z tobą. Przecież mówiłam ci już.- powiedziała, i złapała mnie za rękę. Tak mocno ścisnęła, że aż zabolało mnie wszystko w środku- Jadę z tobą- odparła z przekonaniem.
Wybuchłem. Nie mogłem już tego znieść. Była nie do wytrzymania. Już wiem dlaczego chciałem z nią zerwać. Ciągle się wtrącała, i była o wszystko zazdrosna. Dlatego chcę ją zostawić.
- Kobieto! Zostawisz mnie w końcu! Nie rozumiesz, że ta twoja paplanina mnie wkurza!- wykrzyczałem jej w twarz. Jej poleciała pierwsza łza. Nie obchodzi mnie to. - Zachowujesz się za każdym razem jak wariatka. Lara! Zdradzałem Cię. Nigdy nie byłaś tak pociągająca jak Violetta.
- Jaka znowu Violetta?
- Moja dziewczyna. Nowa dziewczyna.  Znam ją od wczoraj, ale jest o niebo lepsza od Ciebie i to ją kocham! Zapomnij o mnie i o nas. Nas już i tak nie ma.
- Ty dziwkarzu jebany! Złamałeś mi serce, a teraz chcesz mnie zostawić?
- Mniej więcej. A ty - wskazałem na nią palcem. - Masz się trzymać ode mnie z daleka. - ruszyłem w stronę samochodu, wsiadłem do niego i włączyłem samochód.
- Jeszcze tego pożałujesz!- wykrzyknęła w moją stronę. Wcisnąłem pedał gazu i odjechałem. Nagle poczułem, że mój  telefon wibruje w kieszeni. Wyciągnąłem go i odebrałem.
- Halo? - spytałem.
- Pan Leon Verdas? - otrzymałem pytanie.
- Yyyy.. Tak? - odpowiedziałem zdziwiony.
- Panna Violetta Castillo... - na sam dźwięk wypowiadanego imienia mojej dziewczyny gwałtownie zatrzymałem samochód tak, że słychać było pisk opon...

*W tym samym czasie*
Violetta
Leżałem na podłodze, nie mając nawet siły by usiąść. Byłam przerażona tym co się dzieje. W każdej chwili mógł mnie nawet zabić. Nagle usłyszałem czyjeś kroki. Po chwili drzwi się otworzyły i po raz kolejny dziś ujrzałam JEGO.
-No cześć skarbie - powiedział udawanym słodkim głosikiem. Na jego dźwięk wszystkie moje mięśnie się spięły. - Pora się zabawić - dodał po chwili z chytrym uśmieszkiem. Zamknął drzwi. Podszedł do mnie i obrócił tak, że leżałam na plecach. Usiadł na mnie i zaczął mnie całować po szyi, trzymając moje ręce swoimi. Próbowałam się wyrywać, ale byłam na to za słaba. Nie! ON nie może mnie zgwałcić! Nie! Proszę... Błagam... Niech zdarzy się jakiś cud! Za co ja muszę przez to przechodzić?! Nagle poczułam jego wargi na swoich. Od razu zaczęłam kręcić głową na wszystkich strony.
- Bądź grzeczna, a nie będzie bolało - wyszeptał mi do ucha. Wrócił do całowania mojej szyi. Po chwili poczułam, że rozrywa moją sukienkę i odrzuca ją gdzieś na bok. Z chwili na chwilę płakałam coraz bardziej. Wydawałam głośne krzyki, jednak nikt nie nadchodził z pomocą. ON całował już mój brzuch, nogi, okolice piersi, a ja nadal krzyczałam. Już miał rozerwać mój stanik, gdy zadzwonił jego telefon.
- Cholera! - krzyknął, wstał ze mnie, wyciągnął telefon z kieszeni i odebrał. - Czego?!... Teraz?!... No dobra... Tak jadę!... Zaraz będę!... Nara!.. - słyszałam urywki jego rozmowy. - Masz tu zostać! - krzyknął ostro i opuścił pomieszczenie. Po chwili usłyszałam w dali trzask drzwi i pisk opon. Odjechał. To moje jedyna szansa. Doczłapałam jakoś do drzwi. Otwarte. To cud! Musiał zapomnieć! Do tej pory zawsze zamykał je na klucz... Otworzyłem je szerzej i czołgałam się dalej. Przypomniałam sobie o telefonie! Tam, gdzie przebywałam nie było zasięgu, więc nie mogłam zadzwonić. Nie wiem jakim cudem mój porywacz zapomniał mi go zabrać, ale to ratuje mi życie. Wybrałam numer na policję. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci... Odebrali.
- Halo?! - powiedziałam szybko słabym głosem.
- Tak? - usłyszałam w odpowiedzi.
- Proszę mi pomóc! Zostałam porwana! Proszę! Ja jestem... Jestem... - Spojrzałem na biurko, leżały tam jakieś stare wizytówki. Szybko chwyciłam jedną do ręki. Adres... Adres... Jest! - Prawdopodobnie na ulicy Akademickiej 23.. Proszę.. Mi... Pomóc.. Leon Verdas.. On... Ja...- wyszeptałam resztkami sił i opuściłam rękę na ziemię. Nie mogłam powiedzieć nic więcej. Resztkami sił sprawdziłam jeszcze czy zewnętrzne drzwi są otwarte. Nie. One niestety były zamknięte... Wróciłam do pokoju, żeby ON nic nie podejrzewał jak wróci. Płakałam dalej. A jeżeli po mnie nie przyjadą?! Nie! nie mogę tak myśleć! Mimo woli płakałam dalej. Bałam się, że on wróci i mnie zgwałci, a policja nie zdąży...
Po chwili zasnęłam. obudził mnie JEGO głos.
- Jak się spało śliczna? Pora skończyć to co zaczęliśmy - powiedział z uśmiechem. Usiadł na mnie tak jak wcześniej i znowu zaczął całować wszędzie, gdzie tylko mógł. Byłam załamana i pewna, że moje obawy się sprawdzą. Próbowałam się jeszcze wyrywać, ale na próżno. Po kilku minutach usłyszałam syreny policyjne, a do pokoju wpadli policjanci razem z Leonem. 
- To on! - krzyczał mój chłopak.
- To Ty! - wykrzyczał mój porywacz. - To Ty! - powtórzył i uderzył mnie mocno w brzuch z pięści, a ja zawyłam głośno z bólu. Policjanci szybko chwycili go i odciągnęli ode mnie. Po chwili wyszli z nim z pomieszczenia. Wszystko to działo się tak szybko. Czułam jednak cały czas ogromny ból brzucha. Rozprzestrzeniał się on na całe ciało tak, że zaczęłam drżeć. Powoli traciłam przytomność, czułam jeszcze tylko delikatny dotyk Leona i jego krzyki, ale nie mogłam już odpowiedzieć. Moje powieki zamknęły się...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Co będzie dalej z Violettą?
Kto okaże się być jej porywaczem?
Czy Lara zemści się na Leonie?
Tego wszystkiego dowiecie się w najbliższych rozdziałach!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pam! Pam! Pam!
Taki tam żarcik Vilu co nie?
Podoba się rozdział?
Mamy nadzieję, że tak <3
Dziękujemy wszystkim, którzy zostawiają komentarze ;*
Czytamy każdy *-*
Naprawdę! ;D
Tak więc mamy nadzieję, że się podoba xD
Wprowadziłyśmy troszkę akcji xD
Yyy...
Nie wiem co pisać ;D
Życzcie Marliven powodzenia we wtorek! <3
Ja jej życzę z całego serca ;*
Na pewno świetnie napiszesz kochana! ^^
No to chyba tyle xD
Dodajemy wcześniej choć nie spełniliście limitu :(
Smutam :'(
Tak więc do usłyszenia!
Całujemy Was bardzo mocno ;*
/Katarina i Marliven
P.S. Za literówki przepraszamy xD 

sobota, 29 marca 2014

OS "Bo ja cie kocham, wciąż kocham, jak dawniej" 1/3



"Wyjechałeś.. Zostawiłeś.. z płaczem. Nastoletnią dziewczynę. To właśnie chodzi o mnie. Łzy kapią, do strumyka. A ja tęsknie za tobą w każdej chwili, w każdej minucie i sekundzie. Chciałabym być zawsze tylko z tobą, i trwać wiecznie w myśli, że nigdy nie 
odejdziesz. Szkoda, że nie pomyślałeś, co ja czuję. To na pewno nie koniec. To dopiero początek końca. Leonie. Może i wyjechałeś. Ale ja będę cie szukać do końca. Mów co chcesz. Ale to niesprawiedliwość, nas poróżniła. Gdy szczęście się do mnie odezwało, ty odchodzisz. Byłeś jak znalazłam pasję i coś co mnie uszczęśliwia. Ale to dzięki tobie byłam szczęśliwa. Dzięki tobie". 


*Dwa dni wcześniej*

Uśmiechnęłam się szeroko w twoją stronę. Byłeś zakochany. A ja jeszcze bardziej. Podeszłam, a ty pocałowałeś mnie na powitanie. Byłeś mi bliskim przyjacielem, ale również chłopakiem, który zawsze byłeś przy mnie w trudnych chwilach. Pomogłeś mi. Dlatego cię tak cenię. Zamknęłam oczy, a ty cmoknąłeś mnie w policzek.
- Cześć kochanie.- powiedział z nutką uroku. Lubiłam jak mówił do mnie 'kochanie'. To mnie wzmacniało. Był dla mnie ważny.
- Cześć- powiedziałam nieobojętnie- Idziemy do kina?
- Chętnie. Ale najpierw muszę z tobą porozmawiać. To ważne. Nie chcę, abyś dowiedziała się o tym ostatnia- powiedział z niepokojem.
- Ale o czym?- złapałam go za rękę.
- O tym, że...- przytulił mnie- Violetta. Ja wyjeżdżam. Jest koniec roku. Przeprowadzam się do Polski,
tam czeka na mnie rodzina. Już skończyłem studia. Wracam skąd przyjechałem. Wszystko już nie będzie jak przedtem. Nie będziemy już razem- i poszedł w kierunku swojego domu.
Nie. To niemożliwe. To tylko sen, albo coś co mi się przewidziało. Na pewno to jest to. On nie mógł mnie tak zostawić.
- Leon! Nie możesz mnie tak zostawić!- krzyczałam do niego. Ja nie poradzę sobie. Poszłam do parku, i zaczęłam płakać. Łzy leciały kolejna, po kolejnej. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Na myśl, że on mnie zostawi łzy robiły swoje. Teraz pewnie każdy by powiedział "Ogarnij się, znajdziesz kogoś lepszego". Ale to nie tak. On był, gdy rodzice nie mieli dla mnie czasu. Został zesłany mi z nieba. Jak Anioł. Wspomnienia, to chyba jedyna rzecz która mi po nim została.

 Zobacz... Tu śpiewaliśmy po raz pierwszy na przedstawieniu 
w teatrze. To co śpiewałeś było prawdą. 

A tu Hos somos mas w parku. Zawsze
mnie tak pieściłeś. A ten obrót był świetny.

Uratowałeś mnie w kłopotach. Pierwszy raz
się odezwałeś i pokazałeś co czujesz.

 To co śpiewałam było czymś magicznym, ale
nie mogłam z tobą być. A gdy już jesteśmy razem, ty odchodzisz.

Na naszej ławce. Tylko na naszej. Tam gdzie
sie pocałowaliśmy po raz pierwszy. 

Pocałunek po którym wszystko się zmieniło.
Kocham cię.

Naprawdę? Tylko to mi po tobie zostało... Zostawiłeś moje serce na uboczu, poza twoim zasięgiem. Wracasz do rodziny? Nie wiem, dlaczego nie było o tym mowy wcześniej. Bym wiedziała czego się spodziewać, i szukałabym sobie kogoś innego, ale teraz, gdy cię pokochałam, ty.. zmieniasz swoje życie, a ja? Ja nie mam życia, bez ciebie. Bez ciebie nic nie jest możliwe. Kocham cię, jak dziewczyna chłopaka. Jesteś skarbem, którego potrzebuję. 
- Kocham cię. Nigdy cię nie zostawię. - mówił ostatniej nocy, chłopak. 
- Ja też cię kocham. Mam cię w moim sercu, kochanie.- odparłam z miłością. Byłam zadowolona, bo kochałam go, a on mnie. Byliśmy jak dwie zgrane gwiazdy, które mimo przeszkód i tak są obok siebie. Które mimo utrudnień, i tak się lubią i są przy sobie. Szłam wolnymi krokami w kierunku domu. Nie wiedziałam co teraz będzie. Chciałabym go przytulić i móc go namówić aby nie wyjeżdżał. To wszystko wydaję się zbyt skomplikowane. On powinien zostać. Nie wiem czy po tym co mi zrobił, te uczucia powrócą. Kochałam cię, jak anioł. Byłeś aniołem zesłanym z nieba. 

"Bo ja cię kocham, wciąż kocham, jak dawniej, 
i choć mi z oczu spłynie łza, 
życzę ci szczęścia, naprawdę, 
życzę ci szczęścia, żeby cię w życiu ktoś kochał..
jak ja, jak ja, jak ja, jak ja." 

Byłeś pierwszym chłopakiem na poważnie. A teraz zostawiasz mnie w zupełnej samotności, bez wyjaśnień, i z wyrzutami, że pozwoliłam ci odejść. Każdy twój uśmiech, twoje słowo było dla mnie szczęściem. Myślałam, że razem będziemy szczęśliwi. Życzę ci szczęścia, abyś spotkał kogoś kto będzie cię kochał tak mocno jak ja. Płacz. Łzy w oczach. I oczy ze łzami. Po co to było? Tylko podle zraniłeś moje serce.. Nie wiem czy powrócą nasze dawne marzenia, i sny. Byłeś moim jedynym skarbem. Chciałabym teraz usłyszeć twój głos, jak mówisz, że kochasz mnie. Że zawsze już będziemy razem. Że nasze ciała złączą się, i nigdy nie rozstaną. Jeśli wyjedziesz, chcę żebyś był szczęśliwy. Jeśli ułożysz sobie życie, ja się nie zezłoszczę. Kocham cię. Prędzej czy później, wrócisz, a ja namiętnie pocałuję twoje usta. Twoje usta które czasem wydają się iluzją. Bo teraz już jesteś iluzją. Znikasz. Pojawiasz się i znikasz. Tak jak wyobraźnia. Chwilę widzisz coś niemożliwego, czujesz coś co nie może się dziać. Ale potem.. to znika. To szczęście, i uczucie. Mogę przelać na ciebie sto łez, ale chcę żebyś był szczęśliwy. Bo moim marzeniem jest to, abyś już nigdy nie cierpiał. 
- Kocham Cię. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

A więc, tak się prezentuję, pierwsza część OS. 
Słuchałam pisząc go, pewnej piosenki, która
zawsze mnie wzrusza. Przeżywam, teraz takie
dni, że... takie OS są jedynym rozwiązaniem na 
zapomnienie o tym wszystkim. Dziś
nie wymagam wiele.
2-3 komenty= 2 część OS.
Narq <3
Piszcie śmiało komentarze :)
/ Marliven :c

niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 4

Violetta
Całowaliśmy się z Leonem jeszcze chwilę, a po niej oderwaliśmy się od siebie.
- Jak jeden człowiek mógł tak zmienić moje życie w ciągu jednego dnia? - pomyślałam i uśmiechnęła się do siebie.
- O Tobie mógłbym powiedzieć to samo - odpowiedział mi Leon i oparł swoje czoło o moje, a następnie spojrzał mi w oczy i posłał uśmiech.
- Czy ja to powiedziałam na głos? - szepnęłam, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Spuściłam głowę. Leon dotknął mojego podbródka i podniósł ją do góry.
- Tak kochanie - zaśmiał się lekko. - Ale to było słodkie - dopowiedział, a ja zarumieniłam się nigdy bardziej. Odsunęłam się od niego trochę i chwyciłam jego dłoń. Pociągnęłam go w stronę łóżka, obróciłam twarz w jego stronę i spojrzałam mu w oczy.
- Wiesz, że nigdy się nie rumienię? - spytałam Leosia.
- A to przed chwi... - przerwałam mu.
- Nigdy wcześniej, a jak już to baaaardzooo rzadko - zaakcentowałam jedno ze słów.
- To niemożliwe - zaśmiał się Leon.
- Ale to prawda! - Również się zaśmiałam. - A wiesz czemu? - pokiwał przecząco głową. - Bo to Ty tak na mnie działasz - powiedziałam i spuściłam głowę, bo znowu zaczynałam się rumienić. 
- Vilu... - Podniósł dłonią mój podbródek. - Muszę Ci coś powiedzieć... Wiesz... Nie sądziłem, ze kiedyś się zakocham... Przeciwnie, twierdziłem, że nigdy, ale to przenigdy bym się nie zakochał..
- Naprawdę? - nie dowierzałam w  to co mówi chłopak. Byłam trochę smutna, ale Leon chyba to dostrzegł. 
- Ale... Ty  mnie zmieniłaś.. I pomyśl kochana wystarczył jeden dzień - posłał mi słodki uśmiech, który ja odwzajemniałam. Położyłam się na łóżku. 
- Chodź do mnie - szepnęłam, a chłopak momentalnie wykonał moją prośbę. Po chwili czułam, że jego silne ramiona obejmują moje kruche ciało. - Leon.. - spojrzałam na chłopak, a on na mnie.
- Tak kochanie? - spytał mnie.
- Bardzo Cię kocham, naprawdę bardzo mocno. Jesteś moim światem, moim tlenem, jesteś wszystkim, częścią mnie.. - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy. 
- Też Cię kocham i też bardzo mocno. Jesteśmy bratnimi duszami i wreszcie się odnaleźliśmy - odpowiedział mi i przyciągnął do siebie jeszcze mocniej, a ja się do niego wtuliłam. Czułam jak szybko bije mu serce, czułam jego oddech, czułam ciepło i bezpieczeństwo. Szczęśliwa, że znalazłam swoją drugą połówkę, rozmyślając o dzisiejszym dniu, zasnęłam w ramionach ukochanego.


Federico
Siedzę i oglądam film. A obok mnie Ludmiła. Piękne oczy, usta... włosy.. i zarumienione dołeczki. Ona jest taka skromna i.. taka.. nie umiem opisać. Nie jest sztuczna jak inne dziewczyny. Ma to coś w
sobie. Coś co mnie do niej ciągnie. 
- Wiesz o czym zawsze marzyłam?- szepnęła delikatnym głosem- O tym aby już dłużej nie śnić o miłości. Tylko aby była to rzeczywistość. Prawdziwa, szczera miłość. 
- I pocałunek? Pogłębiony z każdą chwilą...
- Dokładnie. Ty chyba już wiesz czego pragnę..- uśmiechnęła się, rumieniąc swoje policzki.
Zbliżyłem się do niej, i nasze usta złączyły się. To było coś magicznego. Coś czego jeszcze nie doznałem. Pogłębialiśmy pocałunek coraz bardziej, ale ona nagle odsunęła się i wstała.
- To zaszło za daleko- powiedziała z powagą.
- Wcale że nie. Nie uważaj tego pocałunku, za jakiś związek małżeński. To jeden z moich gestów.- powiedziałem delikatnie próbując jej równocześnie nie zdenerwować.
- Każdy chłopak, uważa to za gest!- wykrzyczała mi to prosto w twarz- A tak naprawdę po minucie lądujemy w łóżku! Nie jestem naiwna. Nie dam się wykorzystać.
- Co ty w ogóle do mnie mówisz?- zapytałem z ostrożnością.
- Mówię to co myślę...- warknęła, i zatrzymała się przy drzwiach- Wiesz co? Jesteś tacy jak inni. Można by cię znać minutę, a ty przelecisz każdą.
- Byś mogła pomyśleć logicznie. Po co miałbym to robić? Pocałowałem cię, bo się zakochałem. Wiem, że to nie jest normalne, ale tak jest. I wiem, że ty czujesz podobnie.
- Wcale, że nie.- prychnęła.- Nie mam zamiaru już prowadzić tej rozmowy.
- Nie! Poczekaj..- złapałem ją za rękę.- Zostań ze mną.
Czekałem na odpowiedź z jej strony, ale ona podeszła do mnie i pogłaskała po policzku.
- Wiesz co... nie myliłam się co do ciebie...- uśmiechnęła się szyderczo..- że jesteś zwykłym dupkiem- dała mi z liścia- Jesteś zwykłą świnią.
Powiedziała to i wyszła. Zabolało mnie to co mówiła. Nie wiem co jej się stało.. Tego wieczoru, było tak cudownie, ale przysięgam, że nie chodzi mi tylko o "to". Nie jestem taki, jak inni. Po prostu nie jestem, i tyle. Jutro spróbuję znaleźć jej adres, i porozmawiać...
***
-Fede!!- krzyczała do mnie Ludmiła- Obudź się..- cmoknęła mnie w policzek.
- O jezu!- otrząsnąłem się.- A ty nie poszłaś do domu?
- O co ci chodzi? Coś się stało?
- A nicc..- powiedziałem rozchmurzony- Nieważne.
To był tylko sen- odetchnąłem. Na myśl, że to było rzeczywistością, ciarki przechodziły mi po plecach. Objąłem Ludmiłę ramieniem, a ona wtuliła się we mnie. Oglądaliśmy jeszcze chwilę film, gdy poczułem, że moje powieki się zamykają i odpływam do krainy Morfeusza...

*Następnego dnia*
Violetta
Obudziłam się i od razu zorientowałam, że coś jest nie tak. Podniosłam głowę i ujrzałam JEGO. Tego człowiek, który zmienił moje życie, dzięki któremu moje życie nabrało barw. Postanowiłam go obudzić.
- Leoś.. Wstawaj... Śpioszku... Kochanie... - szeptałam mu na ucho. 
- Jeszcze 5 minut mamo - powiedział i odwrócił się na drugi bok. Co on sobie wyobraża?! Usiadłam na Leośku okrakiem i przybliżyłam się do jego ust. Złożyłam na nich namiętny pocałunek. Leoś początkowo nadal spał, ale po chwili poczułam jak jego ręce, które znajdowały się na mojej talii przyciągają mnie do chłopaka, a on oddaje pocałunek. Niechętnie oderwałam się od niego po chwili, a on otworzył oczy. 
- Mógłbym mieć taki pobudki codziennie - rozmarzył się i uśmiechnął uwodzicielsko.
- A jak mogłabym Cię tak budzić - odwzajemniłam uśmiech. - Ale cóż nie mieszkamy razem - powiedziałam i zeszłam z Leona, a następnie z łóżka. Wzięłam z szafki ubrania i poszłam do łazienki. Zmieniłam bieliznę i ubrałam się, a następnie wróciłam do Leona. 
- A chciałabyś? - spytał z nadzieją, gdy wróciłam i podniósł się do pozycji siedzącej.
- Jasne, że tak wariacie, ale... - oczywiście nie mogłam skończyć.
- Ale co? - spytał szybko.
- Ale znam Cię dopiero jeden dzień, no z dzisiejszym to dwa, ale to i tak za mało - zaśmiałam się i wystawiłam mu język. 
- Ech... A już myślałem... - zaczął marudzić.
- Tak wiem, wiem Ty mój słodki napaleńcu. A mnie chyba dzisiaj nie będzie caaaały dzień - udałam smutną.
- Co? Czemu? Jak to? - od razu wstał gwałtownie z łóżka.
- No bo wiesz... Idę na zakupy i takie tam. Może pójdę gdzieś z Diego. - postanowiłam go wkręcić.
- Kto to Diego? - widziałam, że już jest zły i zazdrosny. 
- Kooolegaaa - robiłam mu na złość.
- Nigdzie nie idziesz - powiedział ostro i chłodno. Och był taki słodki, jako zazdrośniczek. 
- Ale Leoś czemu? - podeszłam do niego i pocałowałam wodząc ręką po jego torsie. 
- Bo nie. Nie puszczę Cię z żadnym kolegą i tyle - powiedział akcentując jedno słowo, jednocześnie będąc oszołomiony tym co zrobiłam. 
- Kocham Cię wiesz? - zaśmiałam się.
-Ale co? Nie rozumiem... To znaczy ja Ciebie też, ale... - nie dałam mu skończyć. 
- Oj skarbie wkręciłam Cię - wystawiłam mu język. - Chciałam sprawdzić Twoją reakcję. - zaśmiałam się. 
- Co? No jak mogłaś! Chodź to i to zaraz! Ja Ci dam! - powiedział i zaczął mnie gonić, a ja zaczęłam uciekać. Wybiegłam z pokoju i zaczęłam zbiegać po schodach. Biegłam w stronę salonu, co chwila się oglądając. Nagle wpadłam na kogoś i razem z tą osobą przewróciłam się na kanapę...

Leon
Kto by pomyślał, że taka mała istota, a taka przebiegła. Ale nie żeby coś, podoba mi się to! Z chwili na chwilę coraz bardziej się w niej zakochuję. Ale nic muszę ją przecież złapać! Zbiegałem właśnie po schodach, gdy zauważyłem, że Violetta wpada na kogoś i przewraca się z tą osobą na łózko. Była to kobieta około 40 lat ubrana elegancko, ale ładnie. Violetta szybko podniosła się z kanapy i podała starszej  oszołomionej kobiecie swoją dłoń. 
- Przepraszam mamo... - wyszeptała Violetta i spuściła głowę, gdy kobieta stała już na własnych nogach. No tak! To jej mama... Że też sam na to nie wpadłem.. Stuknąłem się dłonią w czoło i po chwili poczułem na sobie wzrok Violetty i jej matki. Speszony podniosłem głowę w górę.
- A ten młodzieniec to kto? - spytała matka Violetty. Ciekawe co ona odpowie.
- Mamo... - zaczęła niepewnie i podeszła do mnie z wahaniem. Ja objąłem ja ramieniem. - To Leon.
- Miło mi Panią poznać - dopowiedziałem szybko. Nie powiem.. Nieźle się stresowałem.
- Mnie również - powiedziała kobieta z uśmiechem i skierowała wzrok na Violę.
- I Leon to? - dopytywała.
- Leon to... - Violetta była bardzo zestresowana. Przyciągnąłem ją mocniej do siebie, by dodać jej trochę pewności. Wzięła głęboki wdech i wydech. - Leon to mój chłopak.. - powiedział cicho i spuściła głowę.
- Co? - spytała kobieta.
- Leon to mój chłopak - powiedziała Violetta już pewniej podnosząc głowę. Nie spodziewałem się reakcji jej mamy. Podeszła do Violetty i ją wyściskała.
- Jestem szczęśliwa córeczko! Już myślałam, że nigdy nie znajdziesz sobie nowego chłopaka! - krzyczała z entuzjazmem, a Violetta spuściła głowę, ponieważ na jej twarz wkroczyły słodkie rumieńce. Po chwili mama Violi przytuliła mnie. - Dobrze, że się zjawiłeś Leonie. - Posłała mi oczko.
- Też się cieszę  - odpowiedziałem i się uśmiechnąłem.
- A mogę wiedzieć od kiedy jesteście razem? - po raz kolejny mama Violi zadała pytanie. My z moją dziewczyną spojrzeliśmy na siebie z lekkim przerażeniem. Po chwili w oczach Violi wyczytałem, że już wie co powiedzieć.
- Mamo - zaczęła patrząc na mnie, lecz po chwili odwróciła swój wzrok. - A czy to ważne? Jesteśmy szczęśliwi i to się liczy - znów spojrzała na mnie, a na jej twarzy malował się wielki uśmiech.
- Macie rację. Idę do siebie. Violu jakby coś to wiesz gdzie mnie szukać. Pa Leon - powiedziała radośnie i poszła. Gdy zamknęła za sobą drzwi do swojego pokoju, Violetta rzuciła mi się na szyję.
- Nawet nie wiesz jak Cię kocham - wyszeptała mi do ucha, a ja tylko mocniej ją do siebie przycisnąłem.
- Ja Ciebie też skarbie - odpowiedziałem jej szczerze.
- Wiesz nie wierzę w reakcję mojej mamy - zaśmiała się. - Myślałem, że będzie zła, ale... Jak widać Twój urok zadziałał również na nią - uśmiechnęła się zalotnie.
- Urok? - spytałem z niedowierzaniem.
- Uhmm... - przytaknęła mi.
- Jaki urok kochanie? - chciałem wiedzieć o co jej chodzi.
- Hmmm... Wynika z niego wiele.. - musiałem jej przerwać.
- A na przykład co? - spytałem szybko.
- A na przykład to, że JA mam ochotę cały czas Cię całować - zaśmiała się, akcentując słowa "JA".
- Naprawdę? - To był punkt dla mnie.
- Tak misiu - powiedziało słodko. Nie mogłem się już dłużej jej oprzeć. Wcześniej nie zwróciłem tak dokładnej uwagi na jej strój, ale teraz... Po raz kolejny wyglądała rak seksownie, pociągająco... Jak takie słodkie, czekoladowe ciasteczko do schrupania tylko dla mnie... Te jej piękne rozpuszczone, długie włosy... I do tego te jej piękne malinowe usta... Ach... Nie wytrzymałem i czym prędzej wpiłem się w jej usta. Całowaliśmy się długo i namiętnie, aż nagle Violetta oderwała się ode mnie.
- Zaczekaj - powiedziała i pobiegła do swojego pokoju, a ja czekałem na nią w salonie. Ale co mi tam... Na taką dziewczynę mógłbym czekać wiekami.. Chociaż nie.. Umarłbym z tęsknoty. Tak bardzo ją kocham.. Dopiero teraz zrozumiałem czym jest prawdziwa miłość. Jaki to wielki dar... Moje serce teraz jest szczęśliwe, gdy widzę Violetta, chce wyrwać się z mojej piersi i lecieć do niej. To coś magicznego i chcę by ta magia trwała już na zawsze. Siedziałem tak i rozmyślałem, gdy nagle usłyszałem przeraźliwy krzyk Violetty..
- Pomocy! Pomoc.. - nie skończyła, a jej krzyki ustały. Zerwałem się z fotela.
- Violetta! Violetta! Co się dzieje?! Gdzie jesteś?! - krzyczałem rozpaczliwie, lecz nie otrzymałem odpowiedzi. Bałem się jak cholera. Bałem się, że miłości mojego życia mogło coś się stać...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej, hej, czołem!
Witamy Was kolejnym rozdziałem xD
Taka dramatyczna końcówka ;)
Przeżyjecie xD
Next? Nie mamy pojęcia kiedy xD
I znowu to "xD" -_-
No nic ;D
W każdym razie mamy nadzieję, że się Wam podoba ;*
Prosimy o KOMENTARZE :D
Ostatnie było 5, więc teraz TO SAMO xD
Tak, jesteśmy zue  <3
Prosimy Was POLECAJCIE NASZEGO BLOGA! <3
To dla nas naprawdę ważne i wszystkim
za to dziękujemy z całego serca ;*
Tak więc to chyba na tyle xD
Zaglądajcie do bohaterów ;)
Całujemy ;*
Czekajcie na nexta <3
/Katarina i Marliven
P.S. Chcecie żebyśmy dawały tytuły rozdziałów? *-*
I chcecie żebyśmy pisały większą ilością postaci? ^-^

środa, 12 marca 2014

Rozdział 3

Leon

Lara patrzyła na mnie coraz bardziej zdenerwowana. Byłam dobry w kłamstwach, ale teraz moja głowa była pusta... Taaaa... Jak naprawdę jest mi potrzebny działający mózg to on idzie sobie spać.. Mądrze.. No obudź się! Myśl Leon, myśl! Dobra wiem! Jakoś uspokoimy Larę i na razie nie powiemy jej prawdy, tak będzie lepiej. Poza tym muszę się spieszyć.

- Lara to nie tak jak myślisz - zacząłem delikatnie.
- A jak?! No powiedz! - moja "dziewczyna" nie dała mi skończyć. Typowa kobieta... Co ona okres ma, że się tak denerwuje? Ech... 
- Lara założyłem się z chłopakami, że zadzwonię do jakiegoś numeru i powiem tej dziewczynie, bo to musi być dziewczyna, że mi się podoba i tak dalej. I teraz ćwiczyłem co mniej więcej mogę powiedzieć, żebym się przy chłopakach nie jąkał. I tyle. Rozumiesz co nie Laruś? - powiedziałem słodko. 
- Mam nadzieję, że mówisz prawdę, bo jak nie.. - mówiła jeszcze lekko zdenerwowana. Postanowiłem jej przerwać.
- Laruś mówię prawdę. - przytuliłem ją, a ona odwzajemniła uścisk. -  A teraz wybacz, ale muszę się przyszykować, za chwilę idę do chłopaków. - Posłałem jej jeden z moich czarujących uśmiechów.
- No dobrze, wierzę Ci. - Uśmiechnęła się. - W takim razie ja lecę. Pa! - cmoknęła mnie w policzek i opuściła pomieszczenie. Uff.. Udało się. Szybko napisałem SMS'a. 
Do: Maxi, Federico, Andres, Broduey, Marco
Jakby Lara do Ciebie dzwoniła albo pisała to mnie kryj i mów, że mamy wieczór z chłopakami. Dzięki ^^
Wysłałem wiadomość do chłopaków, po czym spryskałem się perfumami. Poprawiłem jeszcze koszulę rozpinając jeden guzik, zwinnym ruchem chwyciłem telefon i schowałem go do kieszeni. Zleciałem szybko po schodach na dół, gdzie zarzuciłem na siebie czarną, skórzaną kurkę. Wyszedłem z domu  zamknąłem go na klucz, po czym schowałem go do drugiej kieszeni spodni, gdzie znajdował się również portfel. Szybko pobiegłem do kwiaciarni, gdzie kupiłem przepiękny bukiet czerwonych róż. Zapłaciłem, podziękowałem, chwyciłem bukiet róż do ręki i ruszyłem w stronę fontanny w centrum Buenos Aires. Szedłem sobie spokojnie i gdy prawie byłem u celu zaczęło padać. Świetnie. Teraz Viola na pewno nie przyjdzie. Mimo to postanowiłem iść i sprawdzić, czy Violetta na pewno nie przyjdzie. Byłem jednak złej myśli. Szedłem więc ponury powolnym krokiem, gdy doszedłem w pobliże fontanny. To co zobaczyłem zaskoczyło mnie. Violetta, ubrana najpiękniej jak to chyba możliwe, tańczyła kręcąc się szybko w kółko dookoła  fontanny. Dziewczyna była szeroko uśmiechnięta i śmiała się głośno. Raz kręciła się, raz wykonywała różne figury, a wszystko to do piosenki odtwarzanej przej jej telefon, znajdujący się w jej torebce na pobliskiej ławce. Zauroczony tym cudownym widokiem nie potrafiłem oderwać oczu od dziewczyny. Piosenka była wspaniała i tylko dodawała uroku tej chwili. Violetta, po raz kolejny mnie zaskakuje. Jest cudowna, wspaniała, a przede wszystkim niezwykła. Jej ruchy wyglądały jak wyjęte z jakiejś skomplikowanej choreografii. A ona? Wykonywała je tak płynnie, łatwo, a przede wszystkim z wielką radością. Nie mogłem już dłużej wytrzymać. Podbiegłem do niej, chwyciłem od przodu w talii i zacząłem kręcić razem w nią w kółko. Dziewczyna miała cały czas zamknięte oczy, ale nie przestraszyła się mnie, a przecież póki co nie wiedziała, że to ja. Wydawała się mi być aniołem zesłanym z nieba. Normalni ludzie chowali się w domach, a ona? Była szczęśliwa, cieszyła się tą chwilą. I na mojej twarzy zawitał szeroki uśmiech. Po chwili skończyliśmy się kręcić i stanęliśmy, a dziewczyna otworzyła oczy. Nie wiem nawet kiedy odbiegła ode mnie i kilka metrów dalej zatrzymała się w ciekawej pozie. Stała tak kilka sekund, a następnie zaczęła biec w moją stronę. Nie byłem pewien co chce zrobić. Czy ona zamierza skoczyć?! Naprawdę ufa mi, aż tak?! To niewiarygodne! Leon nie ma czasu na Twoje przemyślenie, skup się. Viola cały czas biegła i była coraz bliżej mnie. W pewnym momencie nadeszła ta chwila kiedy była na tyle blisko, że szybkim ruchem położyłem ręce na jej udach, ona wybiła się, a ja ją podniosłem. To, co czułem było niesamowite. Czułem się szczęśliwy, jak nigdy dotąd. A Viola? Po raz kolejny pokazała mi jaka jest cudowna, z chwili na chwili pragnąłem jej coraz bardziej. Pragnąłem być z nią już do końca swoich dni. Po kilkudziesięciu sekundach opuściłem Violę, a ona z uśmiechem spojrzała mi w oczy. W tym momencie marzyłem tylko o jednym, żeby ją pocałować. Nie byłem pewien, czy ona tego chce, ale moje serce nie współgrało teraz z rozumem. Zaczęło działać samo. Przybliżyłem się do Violetty i pocałowałem ją.

Violetta

Nie wierzę! Leon mnie pocałował! A ja? Odwzajemniłam pocałunek.. Byłam szczęśliwa.. To nie byłam ja.. Odkąd spotkałam Leona zachowywałam się inaczej, coś się we mnie zmieniło i tyle. Cały czas o nim myślałam i się uśmiechałam. A teraz on mnie całuje to jest niemożliwe. Nie mogę w to uwierzyć. Postanowiłam zaryzykować i pogłębiłam pocałunek. Całowaliśmy się kilka minut. Nie odrywając się od Leona, uniosłam swoją lewą rękę, a swoją dłoń umieściłam na karku Leona. 


Zaczęłam przeczesywać jego gęste włosy, które wcześniej były idealnie ułożone. Chłopak zaś przyciągnął mnie mocno do siebie, tak że czułam jak mocno i szybko bije mu serce. Moje z resztą zachowywało się tak samo. Waliło jak opętane, a co gorsze lub lepsze wcale mi to nie przeszkadzało. Po kolejnych kilku minutach niechętnie oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Byłam szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa. Stykaliśmy się z Leonem czołami. Po chwili nasze oddechy się uspokoiły. 
- Jesteś szczęśliwa? - spytał patrząc z moje brązowe oczy.
- Jak nigdy - odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem. Chłopak ponownie mnie pocałował. Przymknęłam oczy i mu się oddałam. Nie potrafiłam inaczej.  Nigdy wcześniej tak się nie czułam. Poznałam go kilka godzin temu, a czuję, że mogłabym spędzić z nim całe życie. Gdy się od siebie oderwaliśmy, postanowiłam po raz drugi dziś podjąć ryzyko.
- Leon... - zaczęłam niepewnie. - Bo ja... Ja Cię... Chyba kocham.. - wyszeptałam i spuściłam głowę. 
- Vilu ja Ciebie też - odpowiedział i mocno objął mnie swoim ramieniem, a ja wtuliłam się w jego tors. Czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że w jego ramionach nic mi nie grozi. 

*W tym samym czasie*
Federico
Ufff... Wreszcie skończyłem się rozpakowywać. Viola była na chwilę w domu, ale cały czas siedziała w pokoju, a potem wyszła z niego ubrana jak jakaś wschodząca gwiazda Hollywood. Po raz drug dziś pożegnała się ze mną i wyszła. No cóż... Taki już mój los. Wróciłem wtedy do rozpakowywania i udało mi się z tym dosyć szybko uwinąć. Teraz jestem wolny. Hmm... Ale co z tego skoro nikogo nie znam w Buenos Aires. Ech... Trudno mi teraz się połapać. W końcu zaczynam nowe życie. W nowym miejscu. Postanowiłem zrobić sobie tosty, i pooglądać telewizję. Jutro pewnie Violetta weźmie mnie do jakiegoś klubu, zabawić się. Na pewno poznam kogoś interesującego. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Czy Viola się kogoś spodziewa? Podszedłem wolnym krokiem do drzwi. Otworzyłem, a przede mną stała blondynka o kręconych włosach, i brązowych oczach. Była ubrana niesamowicie. Miała śliczną białą bluzkę na sobie, i jasno fioletowe spodnie, rurki. Miała również beżowe koturny, z lekkim futerkiem, i pomalowane usta mocną czerwoną szminką. Miała jeszcze błękitne kolczyki. Westchnąłem ciężko. A może z ulgą? W końcu kogoś poznam.
- Jest Violetta?- zapytała blondynka.
- Nie, nie ma. Niedawno wyszła. A ty kim jesteś?- zapytałem ciekawie.
- Przyjaciółką Violetty. Dzisiaj byłyśmy umówione. Ale cóż, dziś spędzę czas w domu...- westchnęła.
- Ja jestem Federico. Jej najlepszy przyjaciel i kuzyn. Dopiero się tu wprowadziłem. Jak byś chciała, to możesz zostać, właśnie miałem oglądać film.
- Nie chcę się wpraszać- powiedziała pobłażliwie, jakby naprawdę chciała wejść.
- Nie pozwolę, aby taka ładna dziewczyna, siedziała w domu. Wejdź, bo zmokniesz- szepnąłem do niej i otworzyłem jej drzwi, jak królewnie- Jak masz na imię?- powiedziałam, po czym usiadłem na kanapie.
- Ludmiła. Ale mów do mnie Lu.
- Piękne imię- uśmiechnąłem się do niej bardzo szeroko.
- Nie pochlebiaj mi. Nie jestem, aż taka piękna.
- Ależ jesteś. Jaki film? Horror, romantyzm, komedia?- zapytałem jej o zdanie.
- Może romantyzm..- spojrzała mi prosto w oczy.
- Jak pani sobie życzy.- wcisnąłem na guzik, i wybrałem folder #Filmy, był tam romantyzm o tytule: "Coś więcej niż przyjaźń." Odtworzyłem, a on przytuliła się lekko do mnie. Nie zaprzeczam, że Lu spodobała mi się. Ale nie chcę na razie niczego zaczynać. Gapiliśmy się w telewizję, aż nagle Violetta weszła z jakimś chłopakiem. Nie wiem kto to był, ale prawdopodobnie dla niego się tak wystroiła. Podeszli do nas. Rozpoznałem go.
- Leon?
- Fede?
- Jezu. Ile my lat się nie widzieliśmy!- wykrzyknął z radością Leon, i przytulił mnie po męsku.
- To wy się znacie?- powiedziała zaskoczona Violetta.
- Tak, chodziliśmy razem we Włoszech do gimnazjum, jednak później on się przeprowadził do Buenos Aires. Urwaliśmy kontakt.
- Spoko. Nie mam nic przeciwko waszej przyjaźni. A ty Lu, co tu robisz?
- A wpadłam, bo byłyśmy umówione!- krzyknęła cicho, udając złość.
- Sorry, zapomniałam- przeprosiła ją.
- Wiecie co... Co myślicie, aby zrobić imprezę?-zaproponował Leon- Za chwilę pójdę po piwo i wino. Trzeba się zabawić raz na ludzki rok.
- Dobry pomysł- potwierdziła Ludmiła.
- Zgadzam się- powiedziałem zaraz po Lu. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Jest między nami więź, która zdaję się być prawdziwą. A nie fałszywą, która zwykle spotykała mnie we Włoszech.
- Mi też pasuję impreza- ucieszyła się Violetta.

Ludmiła
Ta męskość, i ten zapach. Taki męski. Był taki przystojny. Jego oczy. Już nie mówiąc jakie piękne. I to imię. Federico. Westchnęłam w myślach. Tak bardzo mi się podobało. Mogłabym ciągle się na niego patrzeć, i gapić. Wszystko w jednym. Nie żałuję, że tu przyszłam. To był świetny moment. Siedziałam sobie na kanapie, a Federico przyszedł z radiem z hitami. Violetta z Leonem poszli po alkohol. A ja czekałam, aż Federico wróci. Jego oczy, ta twarz, i muskuły... Tak bardzo pociągały. Jego bicie serca, dotyk, spojrzenie na mnie. On zszedł schodami, i położył radio na półce.
- Przyszli już? Bo do tego sklepu idą już z godzinę...- zaśmiał się Federico.
- Zaraz wrócą. Na pewno. Viola, nie jest przyzwyczajona do spóźniania na impry- powiedziałam.
Czekałam na Violettę i Leona wraz z Federico. W końcu weszli.
- Witamy imprezowiczów!-wykrzyknęła Violetta.
- Zaczynamy imprezę?- zapytał wesoło Leon.
- No pewnie, że tak!!- krzyknęłam równocześnie z Fede.
Leon i Violetta otworzyli cztery piwa. Oczywiście popijaliśmy bardzo szybko. Tańczyliśmy, jak nigdy dotąd. Impreza wzięła górę. W końcu była piosenka z wolnym tańcem. Ja postanowiłam zrobić teatrzyk. Niby potknęłam się, a Fede złapał mnie jak w bajce. Byłam z tego bardzo zadowolona.
- Wszystko w porządku?- zapytał.
- Tak- pokręciłam głową, potwierdzając, że wszystko jest Ok.
Wtedy tańczyliśmy wolny taniec. Ja objęłam sobie go w okół szyi, a on trzymał mnie za talię. Byłam zauroczona jego urokiem. Tak bardzo chciałam go przytulić, i powiedzieć, że się zakochałam. Ale to nie było takie proste. Usiedliśmy razem na kanapie, a Violetta i Leon nadal tańczyli.

Violetta
Odkąd zaczęła się impreza cały czas z Leonem tańczymy. Ludmi z Fede nie są gorsi. Coś mi się wydaje, że będzie z tego coś więcej. Tak bardzo chcę pocałować Leona, on mnie chyba też, bo cały czas prawi mi do ucha czułe słówka, przyciąga bliżej siebie i w ogóle. Ja jeszcze nie ujawniam tak tego, że jesteśmy razem, bo to szalone. Poznałam chłopak dobrych kilka godzin temu, a już jesteśmy parą. Kilka godzin, a mam wrażenie jakbym go znała od dawna. Nagle Leon obkręcił mnie dookoła mojej osi i przyciągnął bliżej siebie. Ja zaśmiałam się cicho. Odsunęłam się od niego lekko i odwróciłam tyłem, po czym zaczęłam tańczyć, poruszając seksownie swym ciałem. Czułam na sobie pożądliwy wzrok Leona. Już po chwili znajdowałam się w jego silnych ramionach. Byłam szczęśliwa. Po kilku minutach odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy, a po chwili uśmiechnęłam się zalotnie. Spojrzałam na jego dłoń i ją chwyciłam, a następnie pociągnęłam go w stronę kuchni. Popchnęłam drzwi i weszliśmy do środka. Gdy tylko to zrobiliśmy Leon mnie namiętnie pocałował.
Od razu oddałam pocałunek, bo również go pragnęłam. Po chwili jednak się opamiętałam.
- Leoś nie tu - wymruczałam mu do ucha. 
- Ech... - westchnął. Ja natomiast zaśmiałam się cicho. Wyciągnęłam z szafki 2 szklanki i nalałam do nich mojego ulubionego soku pomarańczowego. Podałam jedną szklankę Leonowi i sama upiłam ze swojej trochę napoju.
- Chodź - powiedziałam do niego i wolną ręką chwyciłam go za rękę. On uśmiechnął się do mnie zalotnie i od razu ścisnął moją dłoń. Wyszliśmy z kuchni i zaczęliśmy tańczyć. Gdy skończyła się jedna z piosenek postanowiłam napić się soku, który wcześniej postawiłam na szklanym stoliku. Podeszłam do niego i zaczęłam pić. Oczywiście nieogarnięta ja musiałam się oblać. Z tego powodu góra mojej sukienki była cała makra i przylegała do mojego ciała. Oczywiście kątem oko  zauważyłam, że Leoś na początku się śmiał, ale gdy się odwróciłam na twarz wkroczył mu łobuzerski uśmieszek. No cóż facet to mimo wszystko facet. Postanowiłam, że się przebiorę. Podeszłam do chłopaka.
- Idę się przebrać -  powiedziałam. Zauważyłam, że otwiera usta, by coś powiedzieć, jednak nie zdążył, ponieważ mu przerwałam. - Tak możesz iść ze mną. - Puściłam mu oczko i posłałam uśmiech. On pospiesznie chwycił moją dłoń, a ja zaczęłam iść w kierunku mojego pokoju. Weszliśmy po schodach i po chwili byliśmy w moim małym raju.
- Pragnę Cię - powiedział Leon, gdy znaleźliśmy się w pokoju. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i cichutko się zaśmiałam.  Już chciałam odejść w kierunku garderoby, gdy poczułam, że ktoś łapie mnie za nadgarstek, przysuwa do ściany i namiętnie całuje. Wiedziałam, że to Leon, więc odwzajemniłam pocałunek. Całowaliśmy się bardzo namiętnie. W pewnym momencie Leon położył swoje ręce na moich udach i podniósł do góry i przycisnął do ściany. Ja oplotłam swoje nogi na jego biodrach i dalej namiętnie całowałam. Po chwili Leon zaczął zsuwać ze mnie moją mini czarną. Nie minęła minuta, a sukienka leżała gdzieś z tyłu za Leonem. Całowałam się z nim jeszcze chwilę, a po niej oderwałam i spojrzałam chłopakowi w jego piwne oczy. Uwielbiałam w nich tonąć... Otrząsnęłam się jednak i posłałam mu szeroki uśmiech. Już chciał mnie ponownie pocałować, ale ja szybko położyłam mu palec na ustach i lekko się odsunęłam. Leon był zdezorientowany.
- Chodź - powiedziałam. Leon był oszołomiony. - Skoro jestem w samej bieliźnie to mogę już założyć coś innego. Dzięki, że mi pomogłeś się rozebrać. A teraz chodź ze mną i pomóż mi wybrać jakieś ubranie. - Puściłam do niego oczko i uśmiechnęłam zalotnie. Chłopak otworzył usta, by coś powiedzieć. Byłam ciekawa co mi odpowie.

Leon
Co ona sobie myśli? To ja już byłem pewien, że do czegoś dojdzie, a tu taka "niespodzianka"... Ech... Widać dziewczyna naprawdę lubi zaskakiwać. Ale i tak było wspaniale. Czułem się.. inaczej.. Odmiennie.. Tak jakby nie zależało jej tylko na tym. W końcu z każdą po pierwszym dniu, lądowałem w łóżku. Ale co mi tam. Poczekam na Violettę. Aż będzie gotowa. Jednak jest jeden problem. Ja mam dziewczynę, a ona pewnie ma chłopaka. Nie wiem jak zakończyć związek z Larą, ale wiem, że Violetta ma w sobie coś magicznego, coś amazing.
- Wiesz..-podszedłem do niej. Odwróciła głowę w moją stronę i spojrzała na mnie.
- Tak Leonardzie - powiedziała słodko i zaśmiała się cichutko. Szczerze? Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś tak do mnie powiedział,a le w jej ustach nawet to brzmi słodko.
- Nie chciałem ci się do tego przyznać..- mruczałem sobie pod nosem, jednak widziałem, że ona spoważniała- Ale mam...- y.. powiedzieć jej? O nie. Nie chce tak szybko kończyć tej znajomości- Yy.. psa mam. Chciałbym, abyś pojutrze przyszła do mnie. Co ty na to? - spytałem.
- Hahaha - zaśmiała się dziewczyna. - Z chęcią przyjdę - dopowiedziała po chwili. Minęło jednak kilka sekund, a ona spoważniała. - Ale jeśli... - Zamarłem. - Jeśli jeszcze raz mnie tak nastraszysz to nie daruję! - Pogroziła mi palcem, po czym podeszła i namiętnie pocałowała, a ja oczywiście oddałem pocałunek.

Po chwili oderwaliśmy się do siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy. Vilu posłała mi jeden ze swoich najwspanialszych uśmiechów, a ja go odwzajemniłem, ukazując tym rząd swoich białych zębów.
- A wiesz co mnie najbardziej dziwi?- zapytałem ją, a ona zrobiła zaskakującą minę- To, że znamy się nie cały dzień... a już tak wiele nas łączy.. To magia. Nie sądzisz?- powiedziałem i lekko musnąłem jej usta. Były takie słodkie.. mógłbym ją schrupać, od razu.. Ale mój honor na to nie pozwalał.
- Wiem Leon. Wiem, ale... - Bałem się. Co ona chce powiedzieć? - Ale to los tak chciał. I wiesz... - Zrobiła krótką przerwę. - Jestem szczęśliwa - słodko się zaśmiała. - Naprawdę szczęśliwa. Dziękuję Ci. Dziękuję za to, że jesteś. - powiedziała i mnie pocałowała, a ja zdałem sobie sprawę, że jak najszybciej muszę zakończyć związek z Larą. Nie mogłem pojąć jak taka krucha istota mogła zawładnąć moim sercem w tak krótkim czasie. Byłem pewien jednego pokochałem ją. Przy niej czułem się szczęśliwy. Wystarczała sama jej obecność. To był jakiś rodzaj magii, dobrej magii. Dzięki niej odnalazłem prawdziwe szczęście i muszę zrobić wszystko, żeby go nie stracić...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej, hej kochani!
Tu znowu my!
Mamy nadzieję, że rozdział dosyć długi,
bo się starałyśmy?
A tak w ogóle się podoba?
Pod ostatnim rozdziałem były tylko 3 komentarze :(
Smutamy :'(
NO TO MOŻE WYZWANIE?
HMMMM?
WSZYSCY DAJĄ TO MY TEŻ!
5 KOMENTARZY = NEXT
Nie jest to jakiś nie wiem jaki wymysł xD
Tylko zasada - jedna osoba - liczymy jeden komentarz ;D
Ale piszcie jakie wrażenia xD
Dzisiaj taki bardzo Leonettowy,
ale było też trochę Fedemiłki <3
Mamy nadzieję, że się Wam spodobał ;*
Zapraszamy Was do zakłądki "Bohaterowie",
bo się nad nią napracowałyśmy xD
Kochamy Was bardzo!
Polecajcie nas znajomym *-*
Całujemy Was i do usłyszenia ;*
/Katarina i Marliven

niedziela, 9 marca 2014

One Shot 1/3


~ V I O L E T T A~

Dlaczego akurat to mnie spotkało? Jestem zwykłą szesnastolatką, a nie mam rodziny.  Nie mam żadnej osoby która mogłaby mi pomóc. Nie ma nikogo. Jestem samotna, jak palec.  Żadnych krewnych nie mam. Miałam tylko.. mamę.. i tatę. Ale dziś..? Pustka. Załamka. Za tydzień zabiera mnie nowa rodzina- rodzina zastępcza. Nie wiem jak sobie poradzę z tym wszystkim. Będę miała rodziców. Nowych rodziców. Mimo iż, to rzeczywistość, myślę, że to sen. I zawsze nim będzie. Nieskończony sen, który jest tylko koszmarem. To moje ostatnie dni w tym sierocińcu. Jak zawsze spacer po lesie to codzienność. Wyszłam, i zobaczyłam z oddali te wszystkie grupki dziewczyn, ubrane jak królewny, które wyśmiewają się, że jestem ubrana jak klaun. W gronie tych dziewczyn byli również chłopacy. I ten który bardzo mi się podobał. Spojrzałam na nich z gniewem.  A oni się śmiali.
- Kolejna sierotka!- krzyczeli i szeptali coś do siebie. Ale ten chłopak tylko się odwrócił i podchodził w moją stronę. Czy to sen? Na pewno. Taki chłopak na pewno by nie podszedł do dziewczyny takiej jak ja. Patrzyłam się na niego ze zdenerwowaniem. Może mnie ominie? Na 100 procent. Przecież ja jestem przeciętna, zwykła. Nikt mnie nie szanuję, tak jak ja nikogo. Był coraz bliżej. Gdy stał tuż przede mną, przestraszyłam się. A dziewczyny z dala się oglądały, i patrzały ciekawie. Pewnie to jakiś plan. 
- Cześć- powiedział pewny siebie- Nie przejmuj się nimi- i odwrócił głowę w stronę tych dziewczyn- Jestem Diego. 
- Czeee... eść?- jąkałam się- Cześć- powiedziałam obojętnie. Mam nadzieję, że brzmiało wiarygodnie, wcale nie chciałam powiedzieć obojętnie, ale obiecałam, że nikt mnie nie zauroczy- Jestem Violetta.
- Wiesz.. niedaleko jest kawiarnia. Dasz się zaciągnąć na kawę?- zapytał.
- Chętnie. - moja chęć nie mogła się powstrzymać, nie mogłam mu odmówić, czułam, że przyjęcie jego propozycji jest moim obowiązkiem, jednak również szansą, na nowe życie.
- No to chodźmy- złapał mnie za rękę i szliśmy ścieżką. Dziewczyny obok których przechodziliśmy były bardzo wredne.
- Widzę, że udało ci się go owinąć wokół palca, co?- powiedziała jedna z dziewczyn. 
- Zostaw ją.- obronił mnie, Diego. 
- Diego, licz się ze słowami- powiedziała pierwsza. 
- Tej dziewicy szybko nie przelecisz- zaśmiała się cała grupka. 
- Przestańcie! Ona jest kimś, a wy tylko zasranymi bogaczami..- powiedział Diego.
- Tak jak ty. Ona na pewno leci na kasę. - powiedziała jedna z blondynek. 
Odeszliśmy. Weszliśmy do kawiarni, on zamówił czerwone wino. Była godzina 19.00. Ten chłopak naprawdę zawrócił mi w głowie. Usiedliśmy.
- Wiesz.. zawsze zastanawiałam się, dlaczego jesteś w ich grupie...- powiedziałam i wypiłam łyka z kieliszka, gdzie było nalane czerwone wino. 
- To jest po znajomościach. Moi rodzice prowadzą firmę, z rodzicami tych dziewczyn, więc.. wiesz.. one są bogate, to ja muszę się zadawać z bogaczami. Moi rodzice nie akceptują biednych koleżanek. 
- Czyli, że to spotkanie nie ma sensu...- powiedziałam bez nadziei, że go jeszcze zobaczę. Wstałam, ale on złapał mnie za rękę. 
- Ma sens. Ja się w tobie zakochałem...
- Diego. Nie rozumiesz? My nie będziemy mieć życia. Ty nie chcesz mieć dziewczyny sieroty- łza kapnęła mi na policzek- A po za tym.. za tydzień wyjeżdżam. Znalazła się dla mnie rodzina, która zapewni mi... warunki.. szkołę, i to co potrzebne.
- Pojadę z tobą. Każdy dzień.. każda noc.. jest... inna. Śnię o tobie, i cały czas myślę.
-  Zapewne, coś planujesz ze swoimi koleżankami? 
- Nie. Uwierz mi. Nie jestem taki jak oni. Naprawdę się zauroczyłem.. i to bardzo. 
Podszedł, i pocałował moje wargi. Zamknęłam oczy, i wszystko wydawało się w zwolnionym tempie. Jak magic. Tak, Magia. 
- To nic nie zmienia. Ja i tak się wyprowadzam. Nie zmienisz tego. Jestem brzydką sierotą, biedną, która nie ma kogo prosić o pomoc. A teraz idę, bo się ściemnia.
Otworzyłam drzwi, i pobiegłam w stronę sierocińca. Weszłam do swojego pokoju, który był na parterze. Łóżko było już pościelone, a za chwilę wszyscy kładli się spać.  Spoglądałam w krople deszczu, które spadały na chodnik. Położyłam się na łóżku, i odpłynęłam.. jak każda smutna dziewczyna.. 

~~~

Usłyszałam trzask. Co tu tak głośno? Otworzyłam lekko oczy, godzina 3... ale długo spałam... ? A nie.. 3 rano? Nagle drzwi lekko uchyliły się, a z nich wyłonił się Diego. Nie wiedząc że to on, zasłoniłam się kołdrą. On usiadł obok mnie. 

- Stęskniłem się, kochanie- zagadał pierwszy. 
- Diego, wyjdź.. Jeszcze ktoś coś zobaczy.. Nikt nie może tu wchodzić- powiedziałam, z przejęciem, naprawdę nie chciałam, żeby ktoś nas zobaczył. 
- Ale ja nie mogę wytrzymać- szepnął, po czym pocałował mnie.- Zróbmy to, tu i teraz.
- Nie Diego.. Nie chce.. Krępujesz mnie- uśmiechnęłam się szeroko. 
- Nie martw się.. Będę delikatny- powiedział uroczo, z zachwytem. 
Pocałował mnie, a ja stanowczo go odepchnęłam. 
- Nie!- krzyknęłam cicho.
- Bo ktoś usłyszy...- szepnął.
- Diego, jestem dziewicą. Obiecałam to moim rodzicom. Zmarli.
- Wiem, co się stało. Ale rozumiem cię. Tylko wiesz.. ty mnie pociągasz.. Może nie wyglądasz jak jakaś królewna, ale mnie po prostu pociągasz. Rozumiesz?
- Diego..- zaczął całować mnie po szyi. Rozebrał się z koszuli, i wtedy widziałam jego nieziemską klatę. Moją bluzkę bardzo szybko rozerwał.
- Pragnę cię- wyszeptał mi do ucha. 
Wtedy straciłam dziewictwo, i urwał mi się film. 

~~~


Rano obudziłam się sama w łóżku. Nie wiem co się dokładnie wydarzyło tamtej nocy, ale pamiętam, że straciłam dziewictwo.. Zdradziłam rodziców. Słowo "Obiecuję" było tylko rzeczywistnym snem, które nie istniało.  No i wtedy tak znienacka wszedł Diego.

- Jak się spało, słonko?- zapytał.
- Dobrze, ok.- przeciągnęłam się, i wstałam. Byłam w samej bieliźnie, rozszarpanej.
- Diego, co tu się stało?
- A nic.. Przeżyłaś swój pierwszy razy. 
Ledwo przełknęłam ślinę. To niemożliwe. To nie prawda. On po cichu wyszedł z pokoju, jakbym była rzeczą do wykorzystania. Skradałam się tuż po nim, i widziałam jak rozmawiał ze swoimi koleżankami. Na początku gadał, coś co nie interesowało mnie, ale później.. temat który poruszyli był ponad moje siły. 
- Violettę łatwo było przelecieć. Łatwa sztuka. Ale słaba w te klocki- zapewnił Diego- Ale udało się. Dzięki nam straciła dziewictwo. 
- Zawsze cię lubiłam, Diego- powiedziała jedna z blondynek. Po czym pocałowała go namiętnie. To co widziałam, było najgorszym co spotkałam w tym miejscu. Nie tego spodziewałam się po Diego. A właściwie czego się spodziewałam? Że w biednej sierocie da się zakochać... Byłam głupia i naiwna, a on mnie wykorzystał.. Czuję się osamotniona, i nie chcę już żyć, ale muszę przetrwać, najgorsze. A później musi być tylko lepiej. Tam spotkam kogoś innego, a ta sytuacja poleci w zapomniane. Mam nadzieję, że tak właśnie będzie. Uważałam, że najlepiej, jak on sam się odezwie. Pierwszy, i wtedy powiem mu co o nim myślę. Nie będę płakać. Nie dzisiaj. To co się stało, to kolejne doświadczenie.. Tak jak zawsze mówił mi mój tata... Nie zapominając o przeszłości żyjmy teraźniejszością... 
To jest teraz najważniejsze. Nieważne, kim jesteś, ale jaki jesteś. To jest najważniejsze. Musimy brnąć dalej, bez względu na głupotę innych ludzi. Znajdę nowego chłopaka, przyjaciółki i nowe życie. Posmakuję czegoś więcej. Nie będę słaba. Nigdy nie dam się oszukać, nie dam sobie tak szybko zaufać... Postanowiłam pogadać sobie z tymi mądralami? Gówniarami. I jeszcze nie wiadomo kim, w jednym. Muszę bronić siebie, swoich praw i zasad. To moje życie i nie pozwolę sobie na upokorzenia i smutki każdego dnia. Będę walczyć o siebie i o swoje życie. Tak jak każdy człowiek, o drugiego człowieka. Czyli do końca. Bo życie  to skomplikowana ścieżka, która raz jest trudna, raz łatwa. Raz gorsza, raz lepsza i korzystniejsza. Dzisiaj jest gorsza, i trudna. Dziś cierpię. Zamknęłam oczy. Stanęłam w drzwiach, sierocińca. Otworzyłam oczy. Oni stali tam. Patrzyli się, śmiali. A Diego z nimi. Będę walczyła- pomyślałam. Podeszłam do ławki, i stanęłam na niej. 
- Wiecie kim jestem? 
- Zwykłą szmatą?- podsunęła jedna blondynka z tej większej grupki, która stała u boku Diega.
- Dziewczyną którą da się przelecieć?- podsunął bezczelnie Diego. Był taki obojętny mi, a wczorajsza noc była zwykłą głupotą. 
- Jestem nadal dorastającą nastolatką, która ma marzenia. Chcę je spełnić, i iść do przodu. Wiem, co zrobiliście. Mam to gdzieś. Zaczynam nowe życie. Nie dam się nikomu wykorzystać. Jestem silna, i nikt tego nie zniszczy, ani nie złamie. Może i jestem sierotą. Ale mam swoje prawa, i nikt nie może mnie obrażać, zrozumiano?- i wtedy zaczęła się zbierać grupka dzieci z sierocińca w moim wieku- Jestem kimś! Tylko dlatego, że walczę, o swoje zasady. Nie dam się poniżać, i nikt z was nie ma prawa tego robić. Nie jestem może bogata, ale nie jestem gówniarą, jak ty!-wskazałam palcem na blondynkę- Walczcie o siebie!- krzyknęłam do wszystkich- Nie pozwólcie aby ktokolwiek wami pomiatał- krzyknęłam z radością. Wiedziałam, że to co mówię jest logiczne. Zeszłam z ławki. I dopiero wtedy zauważyłam, że stoją tam wszystkie sieroty, pani dyrektor, i opiekunowie sierot. Wiedziałam, że będę miała problemy, ale musiałam wyrazić swoje zdanie, i pokazać jaka jestem naprawdę. 
- Olu..- wskazałam na dziewczynę noszącą okulary- to, że nosisz okulary, nie znaczy aby cię poniżali. A ty Madziu? Każdego ranka, płaczesz.. Bo mówią ci, że masz piegi? Walczcie o siebie. Dziś ten świat jest nasz!- wykrzyknęłam ostatnie parę zdań, i pobiegłam do swojego pokoju. Byłam z siebie dumna. Jak wchodziłam, słyszałam oklaski, i zanudzone miny "starszych". Dobrze postąpiłam. Dziś był mój dzień. Usiadłam na łóżku, i gapiłam się na wszystkich za oknem.. Rozmawiali, a inni śmiali się z mojej przemowy. Uważałam, że tak będzie najlepiej. Będę czekać na moją nową rodzinę. Nagle do pokoju weszła pani dyrektor. 
- Violetta to było..- nie dokończyła bo jej przerwałam. 
- Wiem, że postąpiłam źle. Ale musiałam wyrazić swoje zdanie. Wiem, że teraz pani mnie ukarze, i zostanę tu już na wieki, ale pani nie wie co ja czuję.
- Ale Violu.. Ja chciałam powiedzieć, że..
- Tak wiem... nie powinnam tego robić.
- To było imponujące! Pokazałaś odwagę... i to co czujesz.
- Tak wiem, zasłużyłam na taką karę- wtedy się ocknęłam, i zorientowałam się co mówi pani dyrektor- Że co? Pani chyba śni. Teraz powinnam być ukarana.
- Nie.. wręcz przeciwnie. Jesteś silna, i za to cię cenię. Jutro przyjeżdża po ciebie nowa rodzina. Zaczynasz nowe życie, Violu.
Wiedziałam, że teraz będzie inaczej.
- Tak.. Wiem. Zaczynam od nowa. 


-------------------

Nie wiem skąd wziął się pomysł o Violettcie z sierocińca,
ale już mam wszystko ułożone w głowie, na drugą część
tego OS. Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo 
dla mnie i Katariny jest świetny. Chociaż
ja nie jestem do niego, aż "tak"
przekonana.
Więc komentujcie, bo komenty motywują do
dalszego pisania, i piszcie jak wyszedł 
mi ten OS. 

//Marliven

Ja tylko dodam, że według mnie
Marliven napisała wspaniałego OS <3
Jest cudowny moja kochana ;*
Świetny pomysł i wykonanie ;D
Brawo! *-*/Katarina

sobota, 1 marca 2014

Rozdział 2

Violetta
- Heeeej! - Chłopak zaczął machać mi rękę przed twarzą. - Wszystko w porządku? - usłyszałam jego melodyjny głos przepełniony troską. Wtedy powróciłam do rzeczywistości.
- Taaatak.. - powiedziałam jąkając się.
- Może usiądziemy? - spytał chłopak stawiając mnie na nogi, wskazując na ławkę i uśmiechając się tak, że w środku cała się rozpływałam.
- Właśnie to chciałam zrobić, więc chętnie. - odwzajemniałam jego uśmiech i ruszyliśmy w stronę ławki, a chłopak cały czas trzymał mnie pod rękę. Chyba bał się, żebym nie upadła. Doszliśmy do ławki i oboje usiedliśmy. Na początku nie wiedziałam, jak zareagować. Jak zagadać. Ale później.. jakoś słowa wyszły same.
- Jak masz na imię?- zapytałam z ciekawością. Pewnie to jakieś fascynujące imię, którym będę się po tym spotkaniu tak jarać, że całą noc będę myślała tylko o nim.
- Leon.- wyszeptał. Już drżę. Może nie powinnam tego mówić, ale imię jest piękne i.. yyy.. hmm. seksowne? Tak. I jego głos. Taki dojrzały i męski. Przyznaję, że na pewno będę w nocy myśleć tylko o nim. Myślałam o co go zapytać, ale on zaczął pierwszy.
- A Ty zdradzisz mi swoje imię? - powiedział i zaśmiał się lekko. Tak cudownie się śmieje! Oczywiście na jego słowa zarumieniłam się, więc odwróciłam lekko głowę, żeby nie widział moich czerwonych polików.
- Eee... Ja ma na imię Violetta - odpowiedziałam nie odwracając głowy. Po chwili poczułam, że Leon łapie mnie za podbródek i obraca moją głowę.
- To piękne imię - wyszeptał patrząc mi w oczy, a ja już całkowicie spłonęłam rumieńcem. No nie! Znam go od 10 minut, a on już tak na mnie działa. Ech... To do mnie niepodobne...
- Dziedziękuję - odpowiedziałam cicho jąkając się i znowu odwracając głowę. On znowu ją obrócił. W tym momencie nasze spojrzenia znowu się spotkały, a ja po raz kolejny tego dnia utonęłam w jego pięknych i błyszczących jak diamenty cudownych oczach....Czy to sen? Na pewno. Uszczypnęłam się aby przekonać swoją wyobraźnię. Nie, to była rzeczywistość. W końcu ktoś mi się spodobał. W końcu miałam szansę utworzyć związek, który był dla mnie nierealny. Zawsze byłam wstydliwa i nie wiem czy jestem gotowa na bliższe więzi, niż na takie jakie mam z Federico. Czyli niestety lub stety przyjaźń. Uśmiechnęłam się, a on w odezwie odwzajemnił uśmiech. Miałam już coś powiedzieć, ale on znowu przejął nade mną kontrolę i wzrokiem pokazał, że ma mi coś do powiedzenia.
- Wiesz..- zawahał się.- Może się ponownie spotkamy?- zapytał obracając głowę, aby nie napotkać mego wzroku. Był taki przekonujący, i widać było, że mu zależy. Był ideałem dla mnie.
- A chcesz tego? - powiedział i stwierdziłam, że też muszę zacząć działaś, więc uśmiechnęłam się uwodzicielsko.
- Jaaa.. - zawahał się. - Tak chcę. Nawet bardzo. - powiedział i speszony lekko się uśmiechnął.
- Więc załatwione - odpowiedziałam radośnie.
- Ale, że co? - biedaczek się pogubił.
- No to, że idziesz ze mną na randkę. - uśmiechnęłam się najszerzej jak potrafiłam. Jeśli chcesz możemy się spotkać nawet dzisiaj. Hmmm? - zaproponowałam.
- Serio? Naprawdę? Nie wierzę! Dzięki! Jaaa.. Nie wiem co powiedzieć! - Chłopak wyraźnie się cieszył. - A co do dziś... - zrobił przerwę i westchnął, a ja stwierdziłam, że to pewnie oznacza nie, więc posmutniałam i spuściłam głowę. - Ej.. - powiedział spokojnie i podniósł mój podbródek. - Nie smuć się. To miał być taki żarcik - zaśmiał się lekko. - Więc dziś o 18? - spytał i uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Hmmm... Zgadzam się, ale ja wyznaczam miejsce rozpoczęcia! Hmmm... Może w centrum koło fontanny. - krzyknęłam szybko. - A wiesz czemu ja? - pokiwał przecząco głową. - Za to co mi zrobiłeś! Nie straszy się tak takich dziewczyn jak ja! - powiedziałam i walnęłam go lekko w ramię. Chłopak zaśmiał się, ale jednocześnie zachwiał i spadł z ławki. Szybko do niego podeszłam i kucnęłam przy nim.
- Leon wszystko dobrze? Leon! Człowieku weź się odezwij! No Leon! Cholera! - krzyczałam jak opętana. Co robić?! Co robić?! Usta usta? No nie wiem.. Ale kurde on tak leży nieprzytomny! Raz kozie śmierć! Zaczęłam zbliżać swoje usta do jego. Dzieliły nas centymetry, a ja spostrzegłam, że chłopak na ułamek sekundy otworzył oko i zaczął przygotowywać usta do pocałunku. Ale cwaniak! Zbliżałam się do niego dalej, aż nasze usta milimetry. Nagle wstałam i kopnęłam go naprawdę lekko w ramię.
- Wstawaj debilu! - krzyknęłam głośno i zaczęłam iść w kierunku centrum parku. Chłopak widząc to pospiesznie wstał i podszedł do mnie, po czym stanął przede mną i zaczął iść tyłem.
- Ale dokąd Ty idziesz? No wiesz.. To tylko taki żarcik był.. No wiesz! - był bezradny wobec mojego zachowania. Postanowiłam również go nastraszyć. Niech zobaczy jak to jest!
- Dokąd idę? Jak to dokąd? Na spotkanie z moim mega przystojnym chłopakiem! - krzyknęłam radośnie, a on nagle zatrzymał się i spojrzał na mnie, a twarz miał całą bladą.
- Że co?! Żartujesz sobie ze mnie! Nie wierzę Ci! - zaczął się niepewnie śmiać.
- Nie wierzysz? A to dlaczego? A z resztą! - Zaczęłam szukać zdjęcia Fede w mojej torebce. Wreszcie! - Masz! - podałam mu zdjęcia. - Przystojny prawda? - zapytałam i słodko się uśmiechnęłam. Chłopakowi od razu zrzedła mina.
- Żażartujesz sobie prawda? Powiedz, że to żart.. Proszę... - mówił załamany patrząc na zdjęcie.
- Mówię prawdę. A teraz muszę już iść. Pa! - pocałowałam chłopaka w policzek i wzięłam mu zdjęcie. Ruszyłam przed siebie, a chłopak cały czas stał w miejscu. Przeszłam kilkanaście metrów, po czym zatrzymałam się i odwróciłam. On nadal tam stał.
- Leon tak serio to żartowałam! - krzyknęłam głośno, a on od razu odwrócił się w moją stronę.
- Że co?! Tego Ci nie daruję! - krzyknął i zaczął biec w moją stronę. Ja oczywiście zrobiłam to samo, przecież nie dam się złapać. Czułam, że chłopak mnie dogania, ale nie poddawałam się i biegłam dalej.
- Zatrzymam się jeśli obiecasz, że nic mi nie zrobisz! Widzisz jak jestem ładnie ubrana!- krzyknęłam.
- Nie ma mowy! Po tym co zrobiłaś!- odkrzyknął.
- No to nie ma naszego spotkania! - krzyknęłam i posłałam mu uśmiech. On od razu zatrzymał się, a ja razem z nim. Zaczął powoli iść w moją stronę. Kiedy do mnie doszedł wyszeptał mi do ucha.
- Dobrze nic Ci nie zrobię... - Jaki on ma głos! Nie wytrzymam!
- Uhhmmm... - powiedziałam również szeptem. Po chwili zorientowałam się, że zostały mi 2 godziny do 18! Nie zdążę! - Leon przepraszam, ale muszę już lecieć! Trzymaj się! Pa! - rzekłam szybko i pocałowałam go w policzek. Ruszyłam szybkim krokiem w drogę do domu cały czas rozmyślając o nowo poznanym chłopaku.....
Leon
Dziewczyna jest mądra i piękna. Chyba dobrze robię. Była taka urocza. I te jej czekoladowe oczy.. były nieziemskie, że aż się zarumieniłem. Była dla mnie miła. Widać, że jest porządną dziewczyną.
Jej wzrok był dla mnie kojący. A te całe "żarty", były naprawdę zabawne, co lubię w dziewczynach. Wpatrywałem się w jej każdy ruch. Jej wdzięk był.. taki.. seksowny? Tak. Była taka urocza jak się poruszała, i figurę ma. Ideał dla mnie. Jestem mile zaskoczony jej postawą, bo zwykle laski się do mnie.. przylepiają, i zakochują, a ja próbuje je wygonić. A ta? Nie była przejęta, ani moim wyglądem.. Umówiła się ze mną na randkę. Po tej "krótkiej" rozmowie z Violettą, postanowiłem, że pójdę na tor przed randką.
- Cześć, Leon. Co tam u ciebie?- Lara moja dziewczyna podeszła do mnie i uściskała.
- A dobrze- uśmiechnąłem się do niej. Co miała powiedzieć?! Wiesz idę na randkę z inną dziewczyną?!... Ona od dawna chciała być ze mną i 2 miesiące temu postanowiłem, że przecież możemy spróbować. Myślałem, że ją kocham, ale teraz.. Sam nie wiem...
- Leon, chciałabym iść dziś do kina. Co Ty na to?- uśmiechnięta prosiła mnie o wspólne wyjście. Faktycznie od dawna nie byliśmy gdzieś wspólnie, no nie liczę jakiś spacerów czy coś...
- Wiesz może innym razem, dziś nie mam ochoty- powiedziałem niechętnie - Ale obiecuję Ci, że jutro albo w najbliższym czasie gdzieś razem wyskoczymy.
- Dobrze, niech Ci będzie- powiedziała i pocałowała mnie w policzek. - Muszę już iść - dodała i odeszła. Nie wiedziałem co mam robić.. Lara jest dla mnie ważna, ale nagle pojawia się pewna cudowna dziewczyna imieniem Violetta i wywraca mój świat do góry nogami. Tak, że już sam nie wiem co czuję.. Nie wiem co myśleć.. Wiem jedno, Violetta nie jest zwykła osobą i z całą pewnością nie jest mi obojętna.. I właśnie dlatego idę na spotkanie z nią. Chcę tego i zdania nie zmienię. Maszerowałem w stronę swojego domu. Smutno mi z powodu, że mieszkam sam. Lara proponowała mi wiele razy wspólne zamieszkanie, ale ja uważałem, że to zły pomysł. Moi rodzice nigdy za nią nie przepadali. Często zastanawiałem się nad naszym związkiem, ale zawsze stwierdzałem, że jest dobrze tak jak jest. Nie wiem czy to pomyłka... Lara zapewniała mnie, że wszystko będzie dobrze, gdy będziemy razem. Wydaje mi się, że to tylko zauroczenie. Jej płacz wzbudzał u mnie dreszcze, zawsze się wspieraliśmy. Myślałem, że będzie lepiej, ale... W ogóle się nie spotykamy, tylko na torze. Dlatego postanowiłem, spróbować z Violettą. Boję się najgorszego. Tego że ona kiedyś w końcu zniknie..


Wyjąłem komórkę z kieszeni. Widząc, że za godzinę jest randka, wbiegłem do domu, nie zamykając drzwi za sobą. Oj, muszę wypić kawę. Jestem taki zdenerwowany, że masakra. Podszedłem do szafki w kuchni, i sięgnąłem po proszek kawy. Wsypałem do kubka, wlałem wodę do czajnika i czekałem, aż się zagotuję.
- Cholera!- krzyknąłem, widząc jak czajnik się psuję. Nie będę pił zimnej kawy. A co mnie obchodzi teraz kawa? Muszę się szykować, bo nie zdążę. Ruszyłem do łazienki, w celu wykąpania się. Tłuste włosy, były codziennością, ale dla niej chciałem się odstawić jak najlepiej. Po szybkim prysznicu, sięgnąłem po ręcznik, wycierając klatę, plecy i nogi. Mam nadzieję, że dzisiaj będzie namiętnie. Zawiązałem sobie ręcznik wokoło mojej talii i wyszedłem z łazienki do pokoju. Oczywiście, łóżko nie było pościelone, a w salonie był bałagan taki, że nie mogłem jej dzisiaj zaprosić do domu. Szybko pościeliłem łóżko, i postanowiłem, że "tę" noc przeżyjemy w hotelu. Stać mnie na to, więc.. po co mam sprzątać ten cały bałagan? Otworzyłem szafę. Kurde, nie mam żadnych koszul.
- Szlak mnie trafi!- wkurzyłem się sam na siebie. Jak można być tak niezdarnym, i w ciągu jednego dnia nie zrobić takich łatwych czynności jak wyprasowanie koszuli? Jezus. Dzisiaj był mój pechowy dzień, i obawiałem się, że tak samo będzie na randce. Pobiegłem w stronę pralki, która wyprała i osuszyła koszulę. Wziąłem w paski, i zacząłem prasować. Czas wynająć sprzątaczkę- postanowiłem. Po wyprasowaniu, założyłem ją, i ubrałem dżinsy, z najdroższego sklepu. Mam nadzieję, że spodobam się jej. Położyłem się na łóżku, i zacząłem wyobrażać sobie jak będzie wyglądał ten wieczór. Niesamowicie. Na pewno będzie tak jak mówię. Ale muszę, być bardzo ostrożny, żeby Lara się nie zorientowała, że byłem z kimś na randce. Czyli nie mogę bujać w obłokach, ani o niej myśleć. Jak o niej nie myśleć, jeśli tego nie da się wstrzymać? Nie da się o niej nie myśleć. Jej wdzięk, urok. Nie facet! Musisz się opanować, bo jak Lara się zorientuje, będziesz miał kłopoty. Wstałem, i spojrzałem na zegar.
- Kurde, już ta godzina..- westchnąłem, gdyż zobaczyłem, że za 10 minut, zaczyna się nasze spotkanie. Nie miałem jej numeru, ale włączyłem komputer, dzięki czemu odnalazłem jej numer telefonu. Wciskałem na guziki, mojego najnowszego iPhone'a. Był sygnał.
- Halo?- od razu rozpoznałem jej głos, był taki miękki i łagodny.
- Cześć, tu Leon.
- A hej. To ty. Fajnie, że zadzwoniłeś.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że trochę się spóźnię. Mam nadzieję, że wybaczysz mi to?
- No pewnie. Sama nie jestem do końca uszykowana- zaśmiała się przez słuchawkę.
- Heh.
- No to pa.
- Violetta, poczekaj. Muszę ci coś powiedzieć.
- Tak?
- Bo ja.. To znaczy.. Bo.. Ty.. Ty mi się spodobałaś - powiedziałem wstydliwie.
Nagle drzwi uchyliły się, a w nich stała Lara. No to wpadłem. Ona mnie zabije. Co robić??
- Leon, wytłumaczysz mi kto to był?! I kto Ci się spodobał?! - zdenerwowana zapytała podejrzliwie. Moje serce biło szybko, a z każdą sekundą coraz szybciej. Próbowałem się uspokoić, ale nie potrafiłem.
Violetta rozłączyła się, a ja patrzyłem się na Larę zdenerwowany. Odłożyłem telefon, na półkę, i gapiłem się na nią bezruchu, bezbronny.
--------------
Witamy, was w next'cie naszego opowiadania.
Jak widzicie, przerwałyśmy w dziwnym
momencie.
Ale jakoś ten moment przypadł
nam do gustu, i postanowiłyśmy,
że tak zakończy się ten rozdział.
Lubimy trzymać w niepewności XD
Hahahah XD
Spróbujemy dać 3 rozdział tak szybko,
jak się da.
Czekamy na komentarze, bo one motywują,
do dalszego pisania.
Całujemy i pozdrawiamy *____*
P.S. Już zaczynamy pisać.
//Kate i Marliven