niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział VIII "List"

Leon
Zataiłem się w błogiej świadomości, że mój związek z Violettą był błędem. Gdy ją torturowali nie mogłem nic zrobić, a teraz może przez to nawet umrzeć. Zawiodłem ją. Nie jestem dla niej odpowiedni. Po prostu muszę się pogodzić z tym, że nie jestem w stanie się o nią zatroszczyć, ani zadbać o jej własne bezpieczeństwo. Nie wiem w ogóle dlaczego pojechałem na tą cholerną policję! Wiedziałem, że nie powinienem tego robić. 
Tomas trzymał pistolet raz nad głową Violi, raz nad moją. Nie mogłem nic zrobić. To była moja wina. Nie mogłem jej obronić.. Tak bardzo chciałbym ją przytulić, ale wiem, że to tylko pogorszy sprawę. Tomas dotknął policzka Violi, po czym wziął nóż ze swojej kieszeni.
- Za to, że mnie zostawiłaś- powiedział ze złym uśmieszkiem.
Już unosił nóż, aby zadać Violettcie cios, ale ja mu przerwałem:
- Nie rób jej krzywdy.
- Myślisz, że twoje wywody, coś mi dadzą?
Po czym odwrócił się w stronę Violetty, i ciął jej nogi. Ona wrzeszczała i krzyczała, a ja zacząłem się katować z bólu. Nie chciałem żeby cierpiała. I wtedy zauważyłem, że nie jestem przywiązany. Rzuciłem się na Tomasa, odbierając mu broń. Teraz to ja miałem broń w ręku. Wziąłem Violettę w ramiona, równocześnie grożąc Tomasowi bronią. Rzuciłem pistolet w krzaki, gdy byliśmy w samochodzie. 
- Będzie dobrze, Violu. Będzie dobrze- mówiłem, kierowałem samochodem, jednocześnie gładząc ją po ramieniu. Była taka przerażona. I cała się trzęsła. A ja nie mogłem nic zrobić.

Violetta
***  
Moje myśli pełzały po krańcu wodospadu. Myślałam, że spadnę, i nigdy się nie wyłonię. Ale ktoś podał mi rękę. Chwyciłam ją. Otworzyłam oczy. To był Leon. Znowu mnie uratował. Był moim księciem z bajki. 
- Przepraszam- szepnął mi do ucha. 
Puścił mnie, a ja runęłam w dół. Spadałam, utopiłam się. Powoli moje oczy się zamykały. Ale go nie było. Znikł. Nie wiadomo dlaczego. 
***  
Byłam w małym pomieszczeniu. Znowu. Ale tym razem nikogo nie było. Nie było Leona. Tylko kartka pozostawiona na drewnianym stoliku. Znowu ta sala. Te wspomnienia, gdy Tomas mnie porwał. Ręce mi się trzęsły. Wzięłam kartkę, szybko oddychając. Nie chciałam wiedzieć, że ta kartka była napisana przez Leona. Czytałam ją powoli:

Violetto.  
Wiesz, że bardo cię kocham. Nigdy nie przestanę. Bo tylko dzięki tobie jestem szczęśliwy. Ale zawiodłem cię. Gdy on cię bił, gdy cię porwał, gdy chciał cię zabić, ja byłem bezbronny. Nie chcę, żeby kolejny raz to się powtórzyło. Bo wiesz, że tylko dzięki tobie mój świat ma sens. Ale nie mogę już tak dalej. Mam wyrzuty, że nie mogłem nic zrobić. To była moja wina! Rozumiesz? Dobrze wiesz, że się kochamy. Ale nie chcę żebyś cierpiała. Dzisiaj nie mogłem ci pomóc, a to znaczy, że nie jestem dla ciebie odpowiedni. 
Bardzo cię kocham, i Przepraszam. 

 Przed oczami zobaczyłam go. I wszystkie nasze wspomnienia. I ciągle słyszałam ten jeden szept "Przepraszam".  Ale nie było już rady. Jego szept był delikatny. Leon wyłonił się zza drzwi, a ja uśmiechnęłam się, jednocześnie szlochając. Chciałam by mnie przytulił. Wspomógł. Pomógł zapomnieć. Zrozumieć. Ale on.. znikł. Tak jak w moim śnie. 

---
Nie jest długi..
Ja wiem, wiem.. miał być długi. ;C
Przepraszam, ale jakoś nie mogę
na GG złapać Katie, i niestety
pisany tylko przeze mnie.
Sory Katie, że nie mogę z tobą skonsultować
co planuję dalej w tym opowiadaniu,
ale nie ma cię na GG.
Jeszcze raz przepraszam, za tak krótki rozdział ;c
Nie mam weny. Czytajcie. ;p
Komenty mnie nie obchodzą.
Niedługo kolejny rozdział;.
//Marliven